Kolejna twoja droga
krzyżowa. Czy pamiętasz który to już raz z kolei i w jakich miejscach ją przeżywałeś?
Może była wykuta w kamieniu, może składała się z ceramicznych obrazków, a może
została wyrzeźbiona w drewnie. Niektórzy
kontemplowali Mękę Jezusa zamkniętą w kapliczkach przydrożnych, inni gdzieś w
górach na szlaku. Tak naprawdę to każde miejsce jest dobre aby się modlić, ale
nie zawsze człowiek jest przygotowany na głębokie zanurzenie się w tajemnicy
śmierci i zmartwychwstania. Nieraz przeszkadzają różne rozproszenia, cierpienie które nie pozwala się w pełni
skupić, rozbiegane myśli, zmęczenie. Mimo
wszystko postaraj się na tyle, na ile możesz dotknąć myślą i sercem tego czasu,
w którym dokonywały się najważniejsze historie w dziele zbawienia świata.
Zapamiętaj chociaż jedną stację, kilka zdań, jedną myśl, aby twoja modlitwa
zaowocowała zmianą serca, aby ożywiła nadzieję. Proś Ducha Świętego, z wiarą i
szczerością, aby był dzisiaj mocno
obecny i działał. Bo to on jest tym, który powinien być pierwszy przy
podejmowaniu każdej ważnej decyzji w twoim życiu, w budzeniu i uzdrawianiu
wiary, w budowaniu relacji. Dlatego zapraszaj Go zawsze, nie tylko dziś ale
codziennie, abyś czuł ze jesteś naprawdę w Bożych rękach.
Stacja I
Jezus na śmierć skazany
***
zanużane powoli w misie
silne dłonie
słabego człowieka
chciały być czyste
jak woda która
uświęciła słabość
silnego Boga - człowieka
Wszystko zaczęło się od
milczenia. Jezus stojąc przed Piłatem i tłumem ludzi domagających się Jego
śmierci, nie próbuje się bronić. Można
by wypowiedzieć tysiące słów, ale po co? Czy do stwardniałych serc,
skamieniałych oczu można w jakikolwiek sposób przemówić? Raczej nie. Człowiek o
spojrzeniu zasłoniętym nienawiścią nie zauważy drugiego człowieka, nigdy
prawdziwie się nie uśmiechnie i nie zapłacze. Do takich ludzi należy przemawiać
ciszą i przykładem, bo tylko wtedy jest cień szansy, że po wykrzyczeniu swojej
złości i wyrzuceniu oszczerstw zauważą swój błąd. W świecie, w którym liczą się słowa odmieniane przez
wszystkie przypadki, puste frazesy, bezowocna dyskusja, należy uczyć się
milczenia. Kiedy przyjdzie godzina bólu spróbuj spojrzeć złu prosto w oczy, nie
chowając się za kolegę, rodziców, brata czy siostrę. Twoja łagodna twarz z
pewnością stanie się lustrem dla wielu, którzy zobaczą w niej prawdę. I nie ważne, że większość z nich nie przyzna
się do błędu, albo jeszcze nie będą umieli się do niego przyznać. Ale będzie to
piękne spojrzenie, Boże spojrzenie, mogące stać się zaczynem dobra dla choćby
jednego, zranionego serca.
Bywają pewnie też w twoim życiu chwile oskarżania
Boga o to, że jest przyczyną twojego
bólu, że cie opuścił, że w ogóle się Tobą nie interesuje. W tym wypominaniu
stajesz się coraz bardziej ostry, bezduszny, a równocześnie coraz mniej w tobie
życia. Zatrute złością serce twardnieje i wszystko staje się nie do zniesienia.
Życie jest wtedy wegetacją, a każdy
człowiek stanowi zagrożenie i jest dla ciebie źródłem zła. Wiedz, że w tym
nieukojonym żalu zabijasz nie tylko siebie ale i Boga w sobie, a On tak
naprawdę nie jest odpowiedzialny za zło, które stało się twoim udziałem. Kiedy
naprawdę poznasz miłość, zrozumiesz, że
jako człowiek jesteś zaproszony do szczęścia, a to co jest cierpieniem, rodzi
się z ludzkiego grzechu.
Kiedyś papież Jan Paweł II powiedział, że Dłonie są krajobrazem serca. Przy tej stacji popatrz na swoje ręce. Jakie one są? Może nie pomogły komuś w potrzebie, nie podtrzymały wątpiącego, nie
przytuliły? Może odcisnęło się na nich czyjeś cierpienie, różne mniejsze i
większe krzyże, których nawet nie potrafisz już nazwać.
Stacja II
Jezus bierze Krzyż na swoje ramiona
I ruszył w kierunku śmierci
nie złorzeczył nie płakał
przytulił tylko głowę do swojego
krzyża
poniósł ludzkie myśli słowa
milczenie
pozbierał każdy ułomek
nikogo nie ominął
aby ponieść na górę
i zjednoczyć tam każdą cząstkę
człowieczeństwa
w tajemnicy Zmartwychwstania
Nie da się zbawić
całego świata tak jak uczynił to Jezus. Można jednak pomóc Mu w dziele
zbawiania. Każda rozsiana przez Ciebie cząstka
dobra będzie owocować i wróci z powrotem w drugim człowieku, wtedy kiedy może najmniej
będziesz się tego spodziewać. Weź krzyż
i idź. Nie oglądaj się na innych, nie myśl czy to się opłaca, czy to ma jakiś
sens. Idź i po drodze przebaczaj. Kiedy ktoś cię zrani wybacz i pomódl się za
tego człowieka. Grzech zniekształca serce i duszę ludzką, do tego stopnia, że
ktoś kto sprawiając innym cierpienie, może być do końca nieświadomy, że nie ma
racji. Może rani, bo sam nie umie poradzić sobie ze swoim bólem, a może
dlatego, że jest niekochany. Nigdy nie wiesz na jakim stopniu rozwoju duchowego
jest ta osoba, co aktualnie przeżywa. Gniew rodzi gniew, ostre słowo rodzi
krzyk nienawiści, a nienawiść zemstę.
Łańcuch gniewu zawiązuje się szybko, zanim człowiek zdąży się spostrzec, że sam
zaplątał się w nim, że związał cierpieniem swoje serce. Wtedy jest jeszcze
wyjście. Wybaczenie. To taki wentyl bezpieczeństwa, dzięki któremu można zacząć
wszystko od nowa. Kiedy wybaczysz
będziesz spokojny, a Bóg będzie działał za ciebie.
Przy
tej stacji poczuj się jakbyś teraz szedł obok Jezusa. Możesz wykrzyczeć
swój ból, pytając – dlaczego mnie to spotkało? Możesz w ciszy zapłakać
pogodzony ze swoją sytuacją albo po
prostu podziękować za ciężar jaki właśnie niesiesz na swoich ramionach. Zastanów
się też czym jest dla ciebie krzyż. Czy
myślisz o nim bardziej jako o symbolu udręczenia i bólu czy raczej jako o
przedsionku nieba?
Stacja III
Pierwszy upadek Jezusa
***
pewnie o kamień
pierwsze potknięcie
i bolesny pocałunek ziemi
na czole krew Twoja i nasza
w brązowych grudkach czerwieni
krótki odpoczynek pozwoli iść dalej
jak pielgrzymowi który z ciężarem
plecaka przysiada
lecz się podnosi
bo widzi w oddali szczyt
w hostii słońca skąpany
Ile na twoim sercu jest
już blizn? Czy zastanawiałeś się skąd się tam wzięły, czy pamiętasz kto zadał
ci ten potworny ból. Może wtedy gdy cierpiałeś z powodu odrzucenia,
zawiedzionych uczuć, zdrady, samotności. A może w momencie, w którym dowiedziałeś
się o swojej chorobie, albo wtedy gdy dzieci o tobie zapomniały, przyjaciele
opuścili. Przypomnij sobie kiedy
najbardziej bolało i jak sobie z tym bólem poradziłeś. Jeśli złożyłeś swoje
cierpienie w ręce Boga, w sercu masz jedynie blizny, a jeżeli przeżywałeś wszystko
sam, po swojemu, nosisz w swoim sercu wciąż otwarte rany. Wiesz już dlaczego
ten ciągły strach i niepokój? Bo nie zaufałeś. To Jezus podczas pierwszego
upadku rozgarnia pierwsze twoje ciemności, oddziela grzech od prawdy, życie od śmierci. Przytula się do ziemi przeoranej
krwią niewinnych ludzi, do ziemi w którą wsiąkły już twoje łzy. Upada na kolana, abyś ty umiał klęknąć w
pokorze do modlitwy, aby kiedyś to przyklęknięcie stało się drogą którą
przejdziesz trudny okres życia. Abyś
nauczył się mówić sobie i innym, że jesteś czasem bezsilny a burze w twoim
życiu pojawiają się często nie bez przyczyny. Dzięki trudnościom może zdołasz przebić się
przez mur dumy i egoizmu, aby zawołać – Boże, ratuj! Nie ma się co oszukiwać,
po jednym upadku nastąpi drugi, trzeci, dziesiąty i tylko o d ciebie zależy czy
już na początku będziesz przeżywać je z Jezusem. A kiedy teraz odsuniesz się od Niego, później
może być już o wiele ciężej powstać. Albo za późno. On chce abyś zapraszał Go
do każdej nawet mało istotne sprawy, do każdej chwili codzienności, Jezus nie wartościuje.
Kiedy spróbujesz tak żyć, twoje oblicze stanie się piękne Jego pięknem. Do oczu
wróci dziecięcy blask radości, a w sercu rozgości się tak długo wyczekiwany
pokój.
Przy
tej stacji zastanów się pod wpływem jakiego grzechu czy słabości najczęściej
się potykasz. Jeśli powodów jest kilka, spróbuj złożyć w ręce Jezusa chociaż jeden swój powtarzający
się upadek. Oddaj Mu, to z czym najbardziej sobie nie radzisz. I adoruj słabość Zbawiciela, aby z twojej niemocy
wytrysnęło kiedyś źródło bożej mocy.
Stacja IV – Jezus spotyka swoją
Matkę
***
przybiegła Matka do Syna
spotkały się dwie drogi krzyżowe
dwa spojrzenia
w których spłynęły łzą
nasze grzechy
a ich serca paliły
boleści płomyki
które miały stać się zarzewiem
pożaru niepojętej miłości
Ty, który mówisz:
jestem opuszczony, zdradzony, poraniony, chory, niezrozumiany, niechciany,
wyśmiewany… pamiętaj, że masz obok siebie Maryję. Matkę, która
przybiegnie do ciebie mimo grzechu, mimo twoich upadków, niedomagań… przedrze
się przez ciemności cierpienia, rozkrzyczanego tłumu i spojrzy z miłością w twoje
oczy. Tylko Ją zawołaj. To Ona od dnia męki Syna niesie na sobie ciężar
Golgoty, gdzie oprócz Krzyża Chrystusa jest pełno ludzkich mniejszych i
większych krzyży. Codziennie stoi pod nimi wzruszona i pełna współczucia,
modląc się za ludźmi, którzy wzywają Jej wstawiennictwa. Maryja, pierwsze
najświętsze tabernakulum, sanktuarium życia, rozumie każdą odrzuconą miłość, trudne
pożegnania i ludzkie tęsknoty. A Jej otwarte serce jest bramą otwartą na Boga.
Od początku wiedziała, że nie zatrzyma dziecka dla siebie, że kiedyś przyjdzie
szalenie trudny dzień rozstania. Niestety, taka już jest prawdziwa miłość –
daje poczucie wolności i wcześnie
spisuje testamenty. Nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się gniewem,
współweseli z prawdą … Czy umiesz tak kochać? A może jesteś już na dobrej drodze
w formowaniu swojego serca na kształt serca Maryi? Potrzeba dziś wiele odwagi i wiary aby iść za Jezusem wraz z Matką
aż do końca, nie zniechęcając się ludzką złośliwością, drwiną i niezrozumieniem.
I pamiętaj, że w twoim współczującym
spojrzeniu ktoś może znaleźć to, czego szukał przez całe życie.
Przy
tej stacji poproś o dar męstwa i staraj się rozwijać go w swoim sercu. Nie jest
łatwo przeciwstawić się nieraz wszystkim i pójść w kierunku miłości, zaprzeć
się samego siebie, zrezygnować z wygody i poczucia bezpieczeństwa. Jeżeli
jednak zdecydujesz się na pierwszy krok poczujesz, że jesteś bardzo w Bożych rękach, a to co oddałeś wróci do
ciebie.
Stacja V Szymon Cyrenejczyk pomaga
nieść krzyż Jezusowi
***
Szymona dłonie uniosły
zmęczenie Jezusa
gdy szedł zNim przez chwilę
w kierunku nieba
gdyby wiedział że trzyma
świat na swoich ramionach
że będzie księgą z której będą
czytać
- jeszcze nie teraz Panie
- nie chcę
- potem
- zaraz
że stanie się takim Aniołem
od pomagania
Współczesny Szymonie,
który przechadzasz się ulicami miasta, pracujesz w pocie czoła, płaczesz po
nocach, drżysz ze strachu – dokąd zmierzasz? Każdego dnia przyglądasz się z
ciekawością tajemnicy cierpienia, ale zaraz potem chowasz się za innymi ludźmi,
zasłaniasz wszelkimi wymówkami i sam z siebie nie jesteś w stanie pomoc
bezinteresownie drugiemu człowiekowi. No może najbliższym tak, ale nie w każdej
potrzebie i często z dużym oporem, ale
obcemu, nigdy! Czy nie oszukujesz sam siebie mówiąc, że nie
masz teraz czasu, albo że nie dasz rady,
że za późno, za wcześnie, albo żeby najlepiej zrobił to ktoś inny. Ludzie
prześcigają się w wymyślaniu rożnych pretekstów, za pomocą których zręcznie
omijają problem, robią uniki myśląc, że ominą grzech. Zaniedbanie dobra sprawia, że umiera w tobie
człowiek, coraz mniej ci się chce, a obojętność zamienia się powoli w nieumiejętność
– pomocy, współodczuwania, bezinteresowności. Człowiek chorujący na duchowe otępienie jest jak drzewo, które nie ma
już korzeni. Powoli usycha i z dnia na dzień traci swoje piękno. Tej
wewnętrznej pustce i otępieniu sprzyja przede wszystkim brak modlitwy – jeśli
czujesz że nie masz siły na rozmowę z Bogiem, spraw aby ci się chciało. Gdy już
zdobędziesz się na ten krok j przymuś swoje ciało. Mimo bólu uśmiechnij się, mimo
zmęczenia podaruj swój czas, mimo gniewu wyciągnij pierwszy rękę. Te wszystkie
czynności, gesty, postanowienia wykonane na siłę, często przez łzy zaowocują,
bo tych na pozór nieudolnych oznak ludzkiej życzliwości, ktoś zawsze będzie
bardzo potrzebował.
Przy tej stacji,
zastanów się czy więcej jest w tobie chcenia czy może odrętwienia. Jeśli jesteś
pogrążony w śnie smutku, bezradności, rozstania czy choroby wyszeptaj Bogu na
ucho – chciałbym Cię dzisiaj dotknąć. Chciałbym też zrozumieć, że tam na
kalwaryjskich drogach zadałeś mi miłość, abym nie zasnął w sobie i dla Ciebie. Aby
moje chrześcijaństwo nie sprowadzało się do krzyżyka kołyszącego się na mojej
szyi.
Stacja VI
Weronika ociera twarz Jezusowi
***
Przybiegła
ulżyła
na moment
który
trwa poza doczesność
odklejając
cząstkę bólu
przyoblekła
się w Boże oblicze
z
pieczątką miłości na sercu
rozdaje
ludziom
Boga
człowieka
Gdyby człowiek w końcu
zrozumiał i poczuł to całym sercem, że jest w nim królewska godność i że jego
oblicze jest odbiciem Bożego oblicza, byłby naprawdę szczęśliwy. Wiesz o tym
doskonale, bo usłyszałeś tę prawdę już dawno, może od rodziców, potem w szkole,
od księdza czy przyjaciela. Wiesz, ale
nie żyjesz nią, albo starasz się o niej pamiętać, ale nie zawsze ci to
wychodzi. Obejrzyj się dookoła, przypatrz się uważnie ludzkim twarzom, potem
oczom, dłoniom… Przypomnij chwile szczególnie ciepłe, kiedy drugi człowiek trzymał
twoją rękę, dotykał z miłością policzka, przytulał i kreślił krzyżyk na twoim
czole. Są to uczucia nie do opisania i za żadne pieniądze nie można ich kupić
ani sprzedać. W czasach, kiedy wszystko jest wyceniane, kiedy ludzie prześcigają
się w pozyskiwaniu coraz to nowocześniejszych rzeczy, a potem po materialnym
zaspokojeniu płaczą w samotności, coraz
bardziej docenia się człowieka. Właśnie dlatego tak usilnie wszyscy szukają
Weroniki, na ulicach miast, w pracy, w sklepie, w szkole, na podwórku, w zatłoczonym
pociągu, w kolejce u lekarza i wszędzie tam, gdzie znajdują się ludzie.
Niektórzy nie wierzą już, że kiedyś ją spotkają, wkładając epizod z drogi
krzyżowej między bajki, inni wierzą, że jednak może kiedyś uda im się przeżyć
to cenne spotkanie. Ale są i tacy, którzy już ją spotkali i zapewne zapamiętają
tę cenną chwilę na całe życie – bo wtedy po raz
pierwszy od dawna ktoś czule do nich się zwrócił, uśmiechnął czy tak
naprawdę wysłuchał. Ktoś stanął w ich obronie narażając swoje zdrowie, reputację,
wystawiając się może na śmieszność i wytykanie palcami. Jedno jest pewne. Ci
dobrzy ludzie kiedyś musieli spotkać się z Chrystusem, ucałować poprzez Jego
rany człowieka i swoje słabe człowieczeństwo. Bez kontemplacji zniekształconego
bólem oblicza Boga, nie umieliby dostrzec w Nim ludzkich rysów. Nie umieliby
prawdziwie kochać i prawdziwie wybaczać.
Przy
tej stacji pochyl się nad umęczonym Chrystusem i przytul swoje serce do Jego
serca. Zastanów się jakie oblicze Boga nosisz w sobie, i jakie oblicze Boga
widzisz w drugim człowieku.Zapamiętaj też słowa papieża Jana Pawła II, który mówił że Człowiek staje się naprawdę sobą poprzez wolny dar z siebie samego.
Stacja VII Drugi upadek Jezusa
krawędź śmierci
coraz bliższa
ślizgają się stopy
pył w oczach
ciało wtulone w ziemię
coraz bliżej nieba
można by powiedzieć
ze to wszystko jest nie do
przeżycia
ale nie dla Boga
Jemu dziś tylko ciebie potrzeba
Kiedyś powiedział ktoś piękne słowa: człowiek nie umie być sam kiedy żyje i kie
dy umiera. Tej prawdy nauczył nas Chrystus podczas swojej krzyżowej drogi. Potrzebował pomocy słabego duchem Szymona, aby podzielić się z nim swoim ciężarem, znalazł pocieszenie w matczynym spojrzeniu, w odwadze dobrej Weroniki. Zapytasz, ale po co? No właśnie. Nie robił tego z pewnością dla siebie, ale dla ludzi, słabych i niezdolnych do samotnego przeżywania świata, pokazując im, że nawet w najdrobniejszym geście miłości jest tyle dobra, ile tylko człowiek zdoła unieść. Innymi słowy tyle dostaniesz, na ile silna jest twoja wiara. Ona zweryfikuje się podczas twojego drugiego upadku, kiedy słabość okaże się na tyle mocna, aby rzucić cię na ziemię po raz kolejny. Przeorać cierpieniem. Oszpecić serce. W takich momentach pamiętaj, że zawsze kiedy zawołasz Jezusa, On przyjdzie ze swoim pocieszeniem. Nie będzie to może wymarzona przez ciebie odpowiedź na twój misternie sporządzony plan. Nie uwolnisz się może do razu od balastu krzyża. Ale na pewno lżejsze stanie się twoje serce a myśli przejrzyste, co pozwoli ci wstać z podniesiona głową. To Bóg wie, czego najbardziej ci potrzeba i przyniesie ze swoim miłosierdziem najpiękniejszą odpowiedź na twoją cichą modlitwę. Daj się wtedy obdarować do końca. Przyjmij od Ojca dar, dzięki któremu znowu naprawdę poczujesz smak chleba, zachwycisz się każdą drobną rzeczą, wzbudzisz w sobie szacunek do życia. Bo piękno zauważone i kontemplowane w rzeczy małej uwrażliwia serce na rzeczy większe, wykraczające ponad doczesność.
Przy
tej stacji przeproś Jezusa, ze popchnąłeś Go po raz kolejny grzechem obmowy,
lenistwa, wszelkich nałogów, że upadł na twarz przez twoje niedowiarstwo. Ale nie pogrążaj się w bólu. Bo On ci już
dawno wybaczył i nie liczy twoich grzechów, nie notuje, a jedynie z czułością
zbiera twoje łzy – prawdy i oczyszczenia.
Stacja VIII
Jezus pociesza plączące niewiasty
***
Przyszedł człowiek
zagradza drogę łzą
zastyga przestrzeń
Chrystus zauważa
przerywając ciszę
przykleja kolejne serca
do ciężkiego krzyża
Po śladach wydeptanych
przez Maryję i Weronikę poszły kolejne wrażliwe i odważne kobiety. Przyniosły
swoje współczucie i delikatność, ale przede wszystkim obecność, której umęczonemu
Chrystusowi ostatnio tak bardzo brakowało. Przyszły ze swoją lampą wiary, mimo
strachu i spodziewanego sprzeciwu tłumu, potrafiły wykrzesać z siebie prawdziwe
uczucia. Postawiły na jedną kartę. W momencie przeżywanego bólu, nie myślały że
może coś złego ich spotkać, nie kalkulowały, jak przyjmą to inni, bo tylko w takim zachowaniu znalazły swoją
prawdziwą odpowiedź na cierpienie.
Mimo tego, że to przecież one bardziej potrzebowały spotkania z Jezusem, taka reakcja była wyrazem poruszenia ich szerokich serc, przezwyciężenia swojego egoizmu. Właśnie tak powinno wyglądać życie chrześcijanina. Spontaniczne, śmiałe i szczere. Człowiek, który niesie nadzieję, nie może przeżywać swojej religijności tylko w murach świątyni czy w zaciszu czterech ścian domu. Musi wynosić ewangelię poza kościół, po zakończonej Mszy Świętej zaczynać ją przeżywać na nowo w swoich środowiskach. Pocieszać przygnębionych, budzić uśpionych i nieustannie wybiegać na spotkanie z drugim człowiekiem. Trzeba rozdawać słowa a nie słówka, dawać światło a nie złudne błyski, jakie zwodzą współczesnego człowieka wygodnictwem i materializmem. Świat oszalał na punkcie rzeczy i posiadania, aby zakryć ich blaskiem pustkę i bezsilność. A ty musisz stać się Bożym szaleńcem, aby próbować przywrócić chociaż w małej cząstce naturalny porządek. Bo jak mówi ewangelista Marek Każdy ogniem będzie posolony, czyli słowa i czyny człowieka powinny być ogniem spalającym cudzy grzech, ogniem ocieplającym dusze, ogniem hartującym w cierpieniu. A kiedy myślisz sobie że szukałeś już wszędzie Boga – w różnych kościołach, filmach, czasopismach, książkach w innym ludziach, w księdzu czy drugim człowieku a nie znalazłeś, zapłacz nad sobą. Musiałeś się z Nim minąć, biczować swoim grzechem, zapomnieć. I nie mów, że już nie masz nadziei na odszukanie Go w sobie, bo nadzieja nie odchodzi nigdy, to tylko ty ją musiałeś gdzieś porzucić.
Mimo tego, że to przecież one bardziej potrzebowały spotkania z Jezusem, taka reakcja była wyrazem poruszenia ich szerokich serc, przezwyciężenia swojego egoizmu. Właśnie tak powinno wyglądać życie chrześcijanina. Spontaniczne, śmiałe i szczere. Człowiek, który niesie nadzieję, nie może przeżywać swojej religijności tylko w murach świątyni czy w zaciszu czterech ścian domu. Musi wynosić ewangelię poza kościół, po zakończonej Mszy Świętej zaczynać ją przeżywać na nowo w swoich środowiskach. Pocieszać przygnębionych, budzić uśpionych i nieustannie wybiegać na spotkanie z drugim człowiekiem. Trzeba rozdawać słowa a nie słówka, dawać światło a nie złudne błyski, jakie zwodzą współczesnego człowieka wygodnictwem i materializmem. Świat oszalał na punkcie rzeczy i posiadania, aby zakryć ich blaskiem pustkę i bezsilność. A ty musisz stać się Bożym szaleńcem, aby próbować przywrócić chociaż w małej cząstce naturalny porządek. Bo jak mówi ewangelista Marek Każdy ogniem będzie posolony, czyli słowa i czyny człowieka powinny być ogniem spalającym cudzy grzech, ogniem ocieplającym dusze, ogniem hartującym w cierpieniu. A kiedy myślisz sobie że szukałeś już wszędzie Boga – w różnych kościołach, filmach, czasopismach, książkach w innym ludziach, w księdzu czy drugim człowieku a nie znalazłeś, zapłacz nad sobą. Musiałeś się z Nim minąć, biczować swoim grzechem, zapomnieć. I nie mów, że już nie masz nadziei na odszukanie Go w sobie, bo nadzieja nie odchodzi nigdy, to tylko ty ją musiałeś gdzieś porzucić.
A
jakie ty zostawiasz ślady? Czy są to ślady po których ktoś może pójść czy poprowadzą
jedynie na manowce. Zastanów się dokąd chodzisz i w jakiej intencji, czy
rzeczywiście powinieneś kierować swoje kroki w tym właśnie kierunku? A może
pójdź dzisiaj w inną stronę, tam gdzie
dawno powinieneś być, gdzie ktoś na ciebie czeka, gdzie może twoje pięć minut
sprawi, że ktoś nie będzie płakał.
Stacja IX
Trzeci upadek Jezusa
***
Jestem w miejscu
w którym mogę zasnąć w sobie
i na zawsze mieć serce
ukrzyżowane
ale mogę tez wstać by przy krzyżu
znaleźć w końcu swoje
spokojne miejsce
i przez moje rany
oglądać przedświt
poranka
Jak mówi tradycja
trzeci najboleśniejszy upadek miał miejsce tuż przy wierzchołku góry. Totalny
brak sił, całkowite opuszczenie, bezradność. Chwila ta musiała być okropna. Z
pokusą pozostania na ziemi, aby dłużej odpocząć i nabrać sił walczy perspektywa nieba. Ciało
przeciwstawia się duchowi, zmysły wierze. Ale Tobie Jezu wystarczyło jedno
spojrzenie w górę, jedno spojrzenie w głąb ufnego serca, aby zebrać jeszcze raz
wszystkie siły i iść dalej. Wcześniej spotkałeś na swojej drodze osoby, które
przyszły z pocieszeniem, teraz jednak już sam musiałeś stawić czoło cierpieniu.
Przemogłeś moment najwyższego bólu bo dałeś słowo Ojcu, zgodziłeś się na
wszystko co zaplanował względem Ciebie i każdego człowieka, bo zaufałeś. Jest
to najpiękniejsza lekcja jakiej echa do dziś wracają do nas spod Krzyża –
zaufanie. Choćbyś odebrał najlepsze wykształcenie, sumiennie badał pisma i przeczytał Biblię kilkanaście razy, choćbyś
modlił się codziennie i przyjmował komunię świętą a nie zaufasz, nie spotkasz
się prawdziwie z Bogiem. Będziesz Go spotykał ale nie rozpoznasz, będziesz
wierzył w cuda, ale nie zrozumiesz, będziesz gdzieś poza miejscem spotkania.
Zawsze zalękniony i negatywnie nastawiony do ludzi, nie rozumiejący że w
przyjęciu swojej ograniczoności i świata takim jaki jest, znajduje się wielka
siła. To właśnie brak zaufania i nieunmiejetność otworzenia serca na przyjęcie od Boga tego, co
On oferuje i czym chce uszczęśliwić, prowadzi do ciężkich upadków. A On chce
tylko jednego, twojego szczęścia. Dlatego zawsze kiedy będzie wzbierać w tobie
uczucie buntu czy przygniatający smutek, spróbuj powiedzieć szczerze do Boga - Dobrze,
zgadzam się. Zgadzam się na to cierpienie Boże, na chorobę która zabiera mi
radość, na to, że znów przegrałem, że
mnie zdradzono, opuszczono. Że codziennie płaczę i nie ma nikogo, z kim mógłbym
o tym porozmawiać. Na wszystko masz moje tak. Wtedy On zacznie działać i
zmieniać twoje chore serce. Porządkować najbardziej zagmatwane sprawy. Wtedy zobaczysz, jak z
czasem, rzeczywiście nastąpi w twoim
sercu oczyszczenie i pokój, którego nikt ni będzie cI w stanie odebrać. Nikt
nie odbierze ci tego” nic”, w którym mieści się wszystko.
Przy
tej stacji pomódl się za ludźmi, którzy doznali trzeciego upadku, bo nie
doznali prawdziwej miłości, bo ktoś nie umiał ich kochać, tak jak na to
zasługiwali. Z samotności i beznadziei najszybciej odchodzi się od Boga,
najłatwiej wpada się w sidła grzechu. Nie sądź więc i nie potępiaj, bo z daleka
nic nie wygląda tak jak z perspektywy serca.
Stacja X
Z szat obnażenie
***
Dzisiaj poczułem
ból otwartej rany
gdy jak księga byłem otworzony
czytano mój ból
oglądano z każdej strony
szarpiąc za serce
podnieś mnie raz jeszcze
kiedy noc krwi się zbliża
o Ukrzyżowany
nic więcej
Pomyśl jak bardzo musi boleĆ odrywanie od ciała ubrania
przyklejonego do krwawiących ran. Do tego trzeba dodać jeszcze wstyd wynikający
z obnażenia ciała i samotność w obliczu rozwścieczonego tłumu. Zabrali Mu wszystko,
a chcieli jeszcze więcej. Jeszcze bardziej uniżyć i upodlić, sprawić żeby był
dla wszystkich pośmiewiskiem, kimś przed kim zamyka się z obrzydzeniem oczy. A
ludzka nienawiść była tym większa, że nie mogła Go złamać, nie mogła zrozumieć odpowiedzi
Jezusa na to, co się wtedy dokonywało u podnóża Kalwarii. Teraz, gdy minęło już
tyle czasu, zmieniły się pokolenia, obyczaje, scena ogołocenia powraca
codziennie, w różnych sytuacjach, w różnych miastach, środowiskach, rodzinach.
Człowiek traktowany podrzędnie, jako instrument do spełniania takich czy innych
obowiązków, wpisany jako mały trybik w machinie pędzącej codzienności,
odzierany jest ze swojej godności. Musi być idealny, bezbłędny i zunifikowany
do jednej formy, taki jak wszyscy dookoła. Jeśli stara się nie poddawać temu co mówi
świat, jeśli ma wyryty w sercu dekalog i chce, aby jego życie było wypełnianiem
woli Bożej, często uznany jest za kogoś dziwnego, niepasującego do rzeczywistości. Ale na tym
nie koniec. Bo codziennie ludzie obdzierają sami z siebie szaty wstydu, okazując światu swoje
ciało, obdzierają ze swoich twarzy boskie oblicze, obdzierają swoje serca z miłości.
Jakby tego było mało, szarpią się o rzeczy materialne, o każdy pieniążek,
nagrody, zaszczyty. Ogałacają się wzajemnie, zabierając dla siebie to, co należy
się drugiemu człowiekowi, szarpiąc często do bólu, do łez, a nawet do krwi. Zapominają
w tym zaślepieniu, że każdy ma swoje miejsce, do którego powinien usilnie
poszukiwać drogi, a gdy ją znajdzie, odzyska wtedy swoje wyczekiwane szczęście.
Na pewno i ty nie raz byłeś ogołocony, z tego co bliskie sercu, z radości z
poczucia bezpieczeństwa. Z obecności bliskiej osoby, dla której ty umierasz
każdego dnia w swoim sercu, z poczucia że jesteś kochany. Jeśli znajdujesz się
w takiej sytuacji, nie trać ducha. Oddaj to Jezusowi i proś, żeby przemieniał i
uzdrawiał twoje życie.
Przy tej stacji
zapamiętaj sobie jedno zdanie, że nikt nie odbierze ci tego „nic”, w którym
mieści się wszystko i że właśnie w takich momentach wewnętrznego
ogołocenia Jezus najmocniej przytula się do ciebie.
Stacja XI –
Jezus przybity do Krzyża
***
Ból tak wielki
że aż niemożliwy
powieka opadła pod
krwi ciężarem
a Syn Boży chciałby jeszcze
spojrzeć
na ludzi co pod krzyżem
kamienieją w żalu
Ta straszna droga
cierpienia, osamotnienia i nienawiści przesiąknięta jest od początku tajemnicą
milczenia. Jezus odzywa się tylko wtedy, kiedy chce coś przekazać człowiekowi,
kiedy chce go pocieszyć, natomiast o
swoich uczuciach nie mówi zupełnie nic. Moment przybijania do Krzyża też miał
swoje ważne słowa: Wybacz im Panie bo nie
wiedzą co czynią – powiedział mimo bólu, jaki przynieśli Mu ci właśnie
ludzie. Jakiej trzeba siły, żeby przeciwstawić się nienawiści i złamać jej
oścień na swoim mężnym sercu, kiedy zdaje się że cały świat sprzeciwia się
właśnie przeciw tobie. I skąd ją czerpać,
aby w chwili próby nie zwątpić, aby nie ulec podszeptom szatana. Ten tylko
czeka, abyś oddawał zemstą za zło, abyś złorzeczył, zamiast wybaczyć – bo tylko
wtedy ma nad Tobą zupełną władzę. Jeśli jednak przerwiesz ten dialog
nienawiści, zobaczysz tak naprawdę, że tylko wtedy poczujesz głęboki spokój i
radość. Jeśli ciebie przybijają teraz gwoździe czyjegoś grzechu, rozrywają serce
włócznią zdrady, biczują odrzuceniem, zanurz
się w bożym Miłosierdziu. Idź do Ojca który jest dostępny bezterminowo, zawsze
ma czas, i czeka na Ciebie w tabernakulum, bez wcześniejszej rezerwacji
terminów, telefonicznych ustaleń czy kolejek. Idź i bądź przy Nim. Tylko tyle i
aż tyle. I czekaj cierpliwie na Jego odpowiedź, a na pewno On cię nie zawiedzie,
nie zostawi z problemem. A swoje cierpienie oddawaj w intencji tego, kto
jeszcze bardziej niż ty oczekuje duchowego pocieszenia.
Przy
tej stacji zapamiętaj, że nie żyjesz na tym świecie tylko dla siebie. Twój
czas, twoje serce, ręce, nogi, są zawsze komuś potrzebne. Nie pozwól więc by
gwoździe bólu czy grzechu tkwiły w tobie
bez końca. Im wcześniej dasz sobie pomóc, tym szybciej będziesz mógł pomagać
innym.
Stacja XII – Jezus umiera na Krzyżu
A krzyż rósł i potężniał
wystrzelił w niebo miłością
tylko łza ciężka jak grzech
drążyła powoli belkę drzewa
Aby spłynąć do ludzkich serc
wodą miłosierdzia
A pod Krzyżem stała
Matka, uczeń Jan, kobiety… jedynie garstka wrażliwych ludzi. Jednak w
zupełności wystarczyło ich miłości, aby ulżyć umęczonemu Jezusowi. W chwili ostatnich tragicznych minut życia
Zbawiciela towarzyszyły mu nic nie mówiąc,
po prostu czuwając przy Krzyżu.W ich głowach zapewne była gonitwa myśli, w sercach strach i ból, w oczach łzy. To
takie ludzkie… A Jezus? Dostrzega ich i mimo przeżywanej męki, okazuje swoją
troskę, powierzając wzajemnej opiece
swoją matkę i ukochanego ucznia. Mówi to, bo martwi się o nich, bo wie że
człowiek potrzebuje słów, ciągłych zapewnień, że nie jest sam, że jest kochany.
Nie myśli o sobie w tej smutnej godzinie, ale pamięta o innych. A czy ciebie
ten fakt porusza? Czy znajdujesz siebie pod krzyżem? A jeśli tak, to w którym miejscu
stoisz ? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak dużo możesz dać drugiemu człowiekowi kiedy
będziesz stał przy jego krzyżu i towarzyszył mu
w jego bólu. Wystarczy byś był. Po
prostu. Na więcej nie musisz się zdobywać, bo to więcej należy już do Ojca.
Przez twoje otwarte serce przepłynie Jego miłość, która wyleje się w obfitości
zarówno na ciebie, jak i na osobę przy której trwasz. Pamiętaj, że nieraz takie
ciche, bezinteresowne bycie z kimś może
dać więcej niż najgorętsza modlitwa w jego intencji, niż godzinna rozmowa. Bo
czasem potrzeba czyjejś ciepłej dłoni, spojrzenia pełnego współczucia i
zapewnienia, że w chwili próby można liczyć na drugiego człowieka.
Przy
tej stacji powiedz Jezusowi, żeby nauczył cie mówić codziennie takie słowa – Jestem Czuwam Pamiętam. Żebyś był dla innych, żebyś czuwał, i dlatego zauważał czyjeś cierpienie i żebyś
pamiętał o każdym o kim pamiętać powinieneś.
Stacja XIII – Zdjęcie z krzyża
W białych płótnach śpi Syn
i Matka Jego zasnęła
w sercu
aby przeżyć tę śmierć
jakoś
i obudzić życie
w drżących ramionach
Wykonało się. Już nie
ma nic. Pustka która rani. Cisza przecięta słowami setnika – ten rzeczywiście
był Synem Bożym. Serce tętniące miłością do człowieka ustało, wykończone każdym
uderzeniem dla tej miłości. Wszystko zaczęło się w milczeniu i kończy się
milczeniem. Świętym milczeniem. Ludzie, którzy zrobili sobie farsę ze sceny
konania Jezusa, teraz rozeszli się w zadumie do domów, śmiechy zamilkły i
zagościł w nich strach. Bili się w
piersi, bo nie uwierzyli. Nie mieli już żadnej władzy nad skazańcem,
zadali śmierć ciału, ale nie mogli zabić miłości, która wciąż żyła i niepokoiła
serca W tej miłości trwali także Nikodem i Józef z Arymatei, którzy czuwali do końca przy
Jezusie, opatrując zdjęte z krzyża ciało. Jak wielka musiała być to pociecha
dla Maryi, która zostałaby sama ze swoim dzieckiem w ramionach. Oni, którzy nie
rozumieli tego, co się na ich oczach wykonało, wierzyli i zaufali, że ta śmierć
miała sens i że to nie jest żaden koniec. Pomyśl, ile jest dziś w Tobie zaufania z Maryi, odwagi
i miłości uczniów. Czy jesteś przy Jezusie kiedy cię najbardziej potrzebuje?
Czy pomagasz w opatrywaniu Jego ciała, czy wyjmujesz z Jego rąk i nóg gwoździe
grzechu? Wiele takich sytuacji stanie się twoim udziałem i będzie wymagało twojego poświęcenia. Nadziei wbrew nadziei. Umierania dla kogoś,
zapierania się samego siebie dla kogoś. Życie opiera się na małych i większych egzaminach wiary. Weryfikuje, na
ile jesteś siewcą dającym życie, czy człowiekiem próbującym zachować je tylko dla siebie. Stwórz w sobie przestrzeń do refleksji i zastanów się - ile jest w tobie z dawnych odczuć, dobrych emocji które kierowały twoim życiem, którymi dzieliłeś sie z ludźmi. Może zatraciły się już w codziennej szarpaninie z nienasyconym światem, pełnym, pychy i głopoty. A ty odpuściłeś, bo wszyscy tak robią, albo dałeś sobie spokój bo nie starczyło sił na nierówną, jak ci się wydawało walkę. Jedak tylko w niezgodzie na fałszywe schematy narzucane przez rzeczywistość staniesz się wiarygodny, tylko wtedy będzie tętniło w twoim sercu prawdziwe życie.
Przy
tej stacji zapisz sobie w sercu takie słowa: Żaden krzyż nie udźwignie ciężaru
miłości, która jest tak silna, że złamie każdy gwóźdź grzechu, że w najgęstszy mrok wpuści zawsze choćby
najmniejszy promyk światła.
Stacja XIV – Złożenie do grobu
Już dobrze
oddycham wspólnie z Chrystusem
miłość rozpękła się światłem
w chwale poranka
już bać się nie muszę
Miłości nic nie
powstrzyma. Przetrzymała okrutne męki, biczowana, wyśmiewana, przebijana
włócznią a na końcu zawieszona na krzyżu. Zanim tu się znalazła przeszła przez
wiele serc, zostawiają w nich zasiew, ziarno życia, które miało zaowocować dzięki
wierze. Pocieszała strapionych, mimo tego że sama cierpiała, dotykała
uzdrawiającym słowem, mimo coraz bardziej otwierających się ran. Później
przyszła śmierć, która starła się z nią na krzyżu, ale przecież Miłość na śmierć nie umiera, jak
pozwiedzał kiedyś poeta. Umarło ciało, a
ona zostawiła swojego Ducha, który dotknął tego, co tak bardzo ludzkie –
ciemności ziemskiego grobu – i umierania, abyś ty nie czuł się nigdy samotny. Później wyszła na świat, mimo kamienia którym
była przywalona i nienawiści jaka ją chciała zabić. Przedarła się przez mrok i
zajaśniała w sercach, które na nią czekały. Teraz czeka na twój krok, na to czy
ją zaprosisz do swojego życia. A kiedy tak się stanie będziesz miał siłę, aby zmartwychwstawać
z najcięższego smutku, budzić życie w innych sercach i głosić Dobrą Nowinę.
Będziesz postrzegany z zewnątrz, jako ktoś na kim można wesprzeć się, kto jest
w stanie dać światło i wyciągnąć ze zła. Będziesz naprawdę szczęśliwy, bo nawet
kiedy ktoś zada ci cierpienie zrozumiesz nędzę duchową tej osoby, gdy ktoś
będzie cię prześladował oddasz mu miłością. Taka już jest Boża logika. I nie ma
innej drogi. Jeśli chcesz żyć musisz codziennie umierać i rodzić się na nowo. Czy
jesteś na to gotowy? Jak bardzo wpasowują się w ytm miejscu słwoa Mojżesza, które wypowiedział przed śmiercią do zgromadzonych przez siebie ludzi: Patrz, kładę dziś przez tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście! Czy umiesz dziś dokonać dobrego i mądrego wyboru?
Przy
tej stacji zastanów się jaka część ciebie żyje a jaka już dawno umarła. A może
widzisz, że ktoś obok umiera w grzechu, opuszczeniu. Podejdź i obudź w nim
miłość, a wtedy poranek wielkanocny stanie się prawdziwie twoim udziałem.
Skończyła się Droga Krzyżowa Jezusa, ale twoja wciąż
trwa. Każdy ma swoją 15. Stację i
następne, przy których zatrzymuje się każdego dnia niosąc małe krzyżyki czy
większe krzyże. Jedni mają lżej drudzy ciężej, ale nie ma osoby zwolnionej od
dźwigania. Zastanów się która stacja z Drogi Krzyżowej jest ci najbliższa,
gdzie teraz jesteś, co ci doskwiera.
Zatrzymaj się tam na dłużej i adoruj Jezusa, kontempluj Jego umęczone
oblicze i proś aby pomógł zmieniać ci twoje życie. Abyś mógł w końcu przeżywać
codzienność w zgodzie z samym sobą i ludźmi. Abyś wyszedł z raz ustalonych
schematów, może przed laty, może nawet już nie pamiętasz kiedy. Proś Ojca aby
nauczył cię wiary odważnej i spontanicznej, która nie kostnieje ale dopasowuje
swoje kształty do zaistniałej sytuacji, nie chowa się przed trudnościami, ale
zmartwychwstaje. Bo wierzyć to działać, wierzyć to zmieniać, nieraz wbrew
logice, nieraz wbrew wszystkim. To jest jak najbardziej możliwe, bo Chrystus
umierając dał człowiekowi swojego Ducha, aby każdy kto powie „pragnę” mógł
oddychać wspólnie z Nim. Jeśli będziesz budować swoje życie na Nim, na dwóch potężnych filarach zaufaniu i miłości,
każdy krzyż będzie tylko mostem, który
będzie prowadził do prawdziwego poznania siebie. Do spotkania z Jezusem
Ukrzyżowanym i Kochającym Ojcem. Od
ciebie dziś więc zależy, czy skłonisz swoje serce ku temu co bardziej ludzkie i
zamkniesz miłość w ciemnym grobie, czy pójdziesz za głosem Anioła i powtórzysz:
Nie ma Go tutaj, zmartwychwstał”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz