niedziela, 12 października 2014

12 października 2014 XIV Dzień Papieski "Jan Paweł II - Świętymi Bądźcie"





    Dzisiaj obchodzimy kolejny raz Dzień Papieski. Z tej okazji w chyba w każdym kościele będą odbywały się czuwania, wieczornice, wierni odmawiać będą papieski różaniec. Zawsze powinno pamiętać się o słowach, jakie kierował do nas nasz Papież Święty Jan Paweł II, ale dziś trzeba mocniej zastanowić się nad znaczeniem tych słów, postarać się popatrzeć w swoje serce i poddać chwili refleksji. Można sobie zadać szereg pytań, np. takie: Czy pamiętam chociaż jedną katechezę, list, kazanie, albo zdanie tego wielkiego Polaka, czy staram się nimi żyć, i chyba najważniejsze z pytań - Czy kieruję swoje modlitwy do Świętego Jana Pawła II? Dlatego jest taki dzień, w którym można coś zmienić, przejąć dla siebie jakąś myśl Papieża, albo pomóc komuś w przybliżaniu Jego nauki i doświadczenia życia. Naznaczonego przecież cierpieniem, chorobą, wcześniej samotnością no i oczywiście trudem kapłańskiego życia. Wiele Jego słów skierowanych było do człowieka, w ogóle cały pontyfikat dotykał kwestii natury ogólnoludzkiej, przesiąknięty był humanizmem. W niejednym sercu młodego człowieka odcisnęły się zdania skierowane szczególnego do niego, jako osoby bardzo ważnej i potrzebnej dla świata, dla budowania więzi, tworzenia rodziny i szerzenia wiary. Wszystkie z poniższych wybranych tekstów odnoszą się właśnie do człowieka, a końcowe - ze szczególnym zwrotem do młodych chrześcijan, stawiających często jeszcze niepewne kroki na gruncie swojej kształtującej się wiary.


KATECHEZA 9.4.1986

Prawda o człowieku stworzonym „na obraz Boży” powtarza się w różnych miejscach Pisma Świętego, zarówno w Księdze Rodzaju („człowiek został stworzony na obraz Boga”: Rdz 9,6), jak i w innych Księgach mądrościowych. W Księdze Mądrości jest powiedziane: „dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (2,23). W Księdze zaś Syracha czytamy: „Pan stworzył człowieka z ziemi i znów go jej zwróci. […] Przyodział ich w moc podobną swojej i uczynił ich na swój obraz” (17,1.3). Tak więc ten człowiek stworzony „dla nieśmiertelności”, również po grzechu, również poddany śmierci, nie przestaje być obrazem Boga. Nosi w sobie odblask Bożej mocy, związanej z władzą poznawania i wolną wolą. Jest autonomicznym podmiotem, źródłem swoich czynów, ale nie przestaje nosić w sobie istotnych cech zależności od Boga, swojego Stwórcy (przygodność ontologiczna).

   Poprzez stworzenie na obraz Boży człowiek jest równocześnie wezwany do tego, aby stał się wśród stworzeń widzialnego świata wyrazicielem chwały Boga, poniekąd słowem Jego chwały. Tutaj nauka o człowieku zawarta na pierwszych stronicach Biblii (Rdz 1) spotyka się z nowotestamentowym objawieniem prawdy o Chrystusie jako Słowie przedwiecznym, które jest „obrazem Boga niewidzialnego”, a zarazem „Pierworodnym wobec każdego stworzenia” (Kol 1,15). Człowiek stworzony na obraz Boga zostaje, według planu Bożego, w sposób szczególny odniesiony do Słowa, Przedwiecznego obrazu Ojca, które w pełni czasów stanie się ciałem. Adam — pisze św. Paweł — „jest typem Tego, który miał przyjść” (Rz 5,14). Albowiem Bóg – Stwórca „tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by stali się na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi” (Rz 8,29).

     Tak więc prawda o człowieku stworzonym na obraz Boga nie tylko wyznacza miejsce człowieka w całym porządku stworzenia, ale równocześnie mówi już o jego związku z porządkiem zbawienia w Chrystusie, który jest odwiecznym i współistotnym „obrazem Boga” (2 Kor 4,4): obrazem Ojca. Stworzenie człowieka na obraz Boga świadczy od samego początku Księgi Rodzaju o jego wezwaniu. Wezwanie to objawia się w pełni wraz z przyjściem Chrystusa. Wtedy to „za sprawą Ducha Świętego” otworzy się pełna perspektywa upodobnienia do obrazu współistotnego Bogu, którym jest Chrystus (por. 2 Kor 3,18). I tak, „obraz” z Księgi Rodzaju (1,27) osiągnie pełnię swego objawionego znaczenia.



      CENTESIMUS ANNUS
     W setną rocznicę encykliki "Rerum novarum" - 1991 r.

     "Konkretnym wyrazem miłości do człowieka, a przede wszystkim do ubogiego, w którym Kościół widzi Chrystusa, jest umacnianie sprawiedliwości. Pełna sprawiedliwość stanie się możliwa dopiero wówczas, gdy ludzie nie będą traktować ubogiego, który prosi o wsparcie dla podtrzymania życia, jak kłopotliwego natręta czy jako ciężar, ale dostrzegą w nim sposobność do czynienia dobra dla samego dobra, możliwość osiągnięcia bogactwa większego. Jedynie z taką świadomością można odważnie podjąć ryzyko i dokonać przemiany, która wiąże się z każdą autentyczną próbą przyjścia z pomocą drugiemu człowiekowi".

     REDEMPTOR HOMINIS

     "Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus Odkupiciel (...) "objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi". To jest ów ludzki wymiar Tajemnicy Odkupienia. Człowiek odnajduje w nim swoją właściwą wielkość, godność i wartość swojego człowieczeństwa".

Kościół nie może odstąpić człowieka, którego „los” — to znaczy wybranie i powołanie, narodziny i śmierć, zbawienie lub odrzucenie — w tak ścisły i nierozerwalny sposób zespolone są z Chrystusem. A jest to równocześnie przecież każdy człowiek na tej planecie — na tej ziemi — którą oddał Stwórca pierwszemu człowiekowi, mężczyźnie i kobiecie, mówiąc: czyńcie ją sobie poddaną (por. Rdz 1, 28). Każdy człowiek w całej tej niepowtarzalnej rzeczywistości bytu i działania, świadomości i woli, sumienia i „serca”. Człowiek, który — każdy z osobna (gdyż jest właśnie „osobą”) — ma swoją własną historię życia, a nade wszystko swoje własne „dzieje duszy”. Człowiek, który zgodnie z wewnętrzną otwartością swego ducha, a zarazem z tylu i tak różnymi potrzebami ciała, swej doczesnej egzystencji, te swoje osobowe dzieje pisze zawsze poprzez rozliczne więzi, kontakty, układy, kręgi społeczne, jakie łączą go z innymi ludźmi — i to począwszy już od pierwszej chwili zaistnienia na ziemi, od chwili poczęcia i narodzin. Człowiek w całej prawdzie swego istnienia i bycia osobowego i zarazem „wspólnotowego”, i zarazem „społecznego” — w obrębie własnej rodziny, w obrębie tylu różnych społeczności, środowisk, w obrębie swojego narodu czy ludu (a może jeszcze tylko klanu lub szczepu), w obrębie całej ludzkości — ten człowiek jest pierwszą drogą, po której winien kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła, drogą wyznaczoną przez samego Chrystusa, drogą, która nieodmiennie prowadzi przez Tajemnice Wcielenia i Odkupienia.

Kościół żyje tą rzeczywistością. Żyje tą prawdą o człowieku, która pozwala mu przekraczać granice doczesności, a równocześnie ze szczególną miłością i troską myśleć o tym wszystkim, co w wymiarach samej tej doczesności stanowi o życiu człowieka, o życiu ludzkiego ducha, w którym wyraża się ów odwieczny niepokój, wedle tych słów św. Augustyna: „stworzyłeś nas, Boże, dla siebie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie”37. W tym twórczym niepokoju tętni i pulsuje to, co jest najgłębiej ludzkie: poszukiwanie prawdy, nienasycona potrzeba dobra, głód wolności, tęsknota za pięknem, głos sumienia. Kościół, starając się patrzeć na człowieka niejako „oczami samego Chrystusa”, uświadamia sobie wciąż na nowo, iż jest stróżem wielkiego skarbu, którego nie wolno mu rozproszyć, który wciąż musi pomnażać. Powiedział bowiem Pan Jezus: „kto nie zbiera ze Mną, rozprasza” (Mt 12, 30). Ów skarb człowieczeństwa pogłębiony o niewymowną tajemnicę „Bożego Synostwa” (por. J 1, 12), łaski przybrania za synów w Jednorodzonym Synu Bożym (por. Ga 4, 5), poprzez którego mówimy do Boga „Abba, Ojcze” (Ga 4, 6; Rz 8, 15), jest zarazem potężną siłą jednoczącą Kościół najbardziej od wewnątrz i nadającą sens całej jego działalności. Jednoczy się w niej Kościół z Duchem Jezusa Chrystusa, z tym Świętym Duchem, którego Odkupiciel przyobiecał, którego stale udziela, którego zesłanie — objawione w dniu Pięćdziesiątnicy — wciąż trwa. I przejawiają się w ludziach moce Ducha (por. Rz 15, 13; 1 Kor 1, 24), dary Ducha (por. Iz 11, 2 n.; Dz 2, 38), owoce Ducha Świętego (por. Ga 5, 22 n.). A Kościół naszej epoki z jeszcze większą zda się żarliwością, ze świętą natarczywością, powtarza: „Veni, Sancte Spiritus!” Przyjdź! Przybądź! „Obmyj, co nie święte! Oschłym wlej zachętę! Ulecz serca ranę. Nagnij, co jest harde! Rozgrzej serca twarde! Prowadź zabłąkane!” (Sekwencja ze Święta Zesłania Ducha Świętego). To wołanie do Ducha — i o Ducha — jest odpowiedzią na wszystkie „materializmy” naszej epoki. One bowiem rodzą wieloraki niedosyt w sercu człowieka. To wołanie odzywa się z różnych stron i — zdaje się — że w różny sposób też owocuje.


Człowiek dzisiejszy zdaje się być stale zagrożony przez to, co jest jego własnym wytworem, co jest wynikiem pracy jego rąk, a zarazem — i bardziej jeszcze — pracy jego umysłu, dążeń jego woli Owoce tej wielorakiej działalności człowieka zbyt rychło, i w sposób najczęściej nie przewidywany, nie tylko i nie tyle podlegają „alienacji” w tym sensie, że zostają odebrane temu, kto je wytworzył, ile — przynajmniej częściowo, w jakimś pochodnym i pośrednim zakresie skutków — skierowują się przeciw człowiekowi. Zostają przeciw niemu skierowane lub mogą zostać skierowane przeciw niemu. Na tym zdaje się polegać główny rozdział dramatu współczesnej ludzkiej egzystencji w jej najszerszym i najpowszechniejszym wymiarze. Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku. Żyje w lęku, że jego wytwory — rzecz jasna nie wszystkie i nie większość, ale niektóre, i to właśnie te, które zawierają w sobie szczególną miarę ludzkiej pomysłowości i przedsiębiorczości — mogą zostać obrócone w sposób radykalny przeciwko człowiekowi. Mogą stać się środkami i narzędziami jakiegoś wręcz niewyobrażalnego samozniszczenia, wobec którego wszystkie znane nam z dziejów kataklizmy i katastrofy zdają się blednąć. Musi przeto zrodzić się pytanie, na jakiej drodze owa dana człowiekowi od początku władza, mocą której miał czynić ziemię sobie poddaną (por. Rdz 1, 28), obraca się przeciwko człowiekowi, wywołując zrozumiały stan niepokoju, świadomego czy też podświadomego lęku, poczucie zagrożenia, które na różne sposoby udziela się współczesnej rodzinie ludzkiej i w różnych postaciach się ujawnia.


Evangelium vitae
Człowiek jest powołany do pełni życia, która przekracza znacznie wymiary jego ziemskiego bytowania, ponieważ polega na uczestnictwie w życiu samego Boga.
Wzniosłość tego nadprzyrodzonego powołania ukazuje wielkość i ogromną wartość ludzkiego życia także w jego fazie doczesnej. Życie w czasie jest bowiem podstawowym warunkiem, początkowym etapem i integralną częścią całego i niepodzielnego procesu ludzkiej egzystencji. Proces ten — nieoczekiwanie i bez żadnej zasługi człowieka — zostaje opromieniony obietnicą i odnowiony przez dar życia Bożego, które urzeczywistni się w pełni w wieczności (por. 1 J 3, 1-2). Równocześnie to nadprzyrodzone powołanie uwydatnia względność ziemskiego życia mężczyzny i kobiety. Nie jest ono jednak rzeczywistością „ostateczną”, ale „przedostateczną”; jest więc rzeczywistością, świętą, która zostaje nam powierzona, abyśmy jej strzegli z poczuciem odpowiedzialności i doskonalili ją przez miłość i dar z siebie ofiarowany Bogu i braciom.
Stwórca powierzył życie człowieka jego odpowiedzialnej trosce nie po to, by nim samowolnie dysponował, ale by go mądrze strzegł oraz zarządzał nim wiernie i z miłością. Bóg Przymierza powierzył życie każdego człowieka drugiemu człowiekowi — jego bratu, zgodnie z prawem wzajemności dawania i otrzymywania, składania siebie w darze i przyjmowania daru bliźniego. Gdy nadeszła pełnia czasu, Syn Boży, wcielając się i oddając życie za człowieka, ukazał, jakie wyżyny i głębie może osiągnąć to prawo wzajemności. Przez dar swego Ducha Chrystus nadaje nową treść i znaczenie prawu wzajemności, zawierzeniu człowieka człowiekowi. Duch, sprawca komunii w miłości, tworzy między ludźmi nowe braterstwo i solidarność, prawdziwy odblask tajemnicy wzajemnego dawania i przyjmowania, właściwej Trójcy Przenajświętszej. Sam Duch staje się nowym prawem, które daje wierzącym moc i budzi w nich odpowiedzialność, aby w życiu umieli wzajemnie czynić dar z siebie i przyjmować drugiego człowieka, uczestnicząc w miłości samego Jezusa Chrystusa i na Jego miarę.
22. Gdy zatem zanika wrażliwość na Boga, zostaje też zagrożona i zniekształcona wrażliwość na człowieka, jak stwierdza lapidarnie Sobór Watykański II: „Stworzenie (...) bez Stworzyciela zanika. (...) Co więcej, samo stworzenie zapada w mroki przez zapomnienie o Bogu”. Człowiek nie potrafi już postrzegać samego siebie jako kogoś „przedziwnie odmiennego” od innych ziemskich stworzeń; uznaje, że jest tylko jedną z wielu istot żyjących, organizmem, który — w najlepszym razie — osiągnął bardzo wysoki stopień rozwoju. Zamknięty w ciasnym kręgu swojej fizycznej natury, staje się w pewien sposób „rzeczą” i przestaje rozumieć „transcendentny” charakter tego, że „istnieje jako człowiek”. Dlatego nie traktuje już życia jako wspaniałego daru Bożego, który został powierzony jego odpowiedzialności, aby on strzegł go z miłością i „czcił” jako rzeczywistość „świętą”. Życie staje się dla niego po prostu „rzeczą”, którą on uważa za swą wyłączną własność, poddającą się bez reszty jego panowaniu i wszelkim manipulacjom.
W rezultacie, stając w obliczu życia, które się rodzi, i życia, które umiera, człowiek nie potrafi już sobie zadać pytania o najbardziej autentyczny sens swego istnienia, przyjmując w sposób prawdziwie wolny te przełomowe momenty swego „bycia”. Interesuje go tylko „działanie” i dlatego stara się wykorzystywać wszelkie zdobycze techniki, aby programować i kontrolować narodziny i śmierć, rozciągając nad nimi swoje panowanie. Te pierwotne doświadczenia, które powinny być „przeżywane”, stają się wówczas rzeczami, człowiek zaś rości sobie prawo do ich „posiadania” lub „odrzucenia”.


 List Apostolski Salvifci Dolorosis Ojca Świętego Jana Pawła II o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia


Skoro więc człowiek idzie poprzez swoje ziemskie życie w taki lub inny sposób drogą cierpienia, zatem Kościół w każdym czasie, a szczególnie chyba w Roku Odkupienia — winien się spotykać z człowiekiem na tej właśnie drodze. Kościół, który wyrasta z tajemnicy Odkupienia w Krzyżu Chrystusa, winien w szczególny sposób szukać spotkania z człowiekiem na drodze jego cierpienia. W spotkaniu takim człowiek staje się „drogą Kościoła” — a jest to jedna z najważniejszych dróg.
 Stąd też rodzi się niniejsza wypowiedź, właśnie w Roku Odkupienia: wypowiedź o cierpieniu. Cierpienie ludzkie budzi współczucie, budzi także szacunek — i na swój sposób onieśmiela. Zawiera się w nim bowiem wielkość swoistej tajemnicy. Ten więc szczególny szacunek dla każdego ludzkiego cierpienia wypada założyć u początku wszystkiego, co w dalszym ciągu zostanie tu powiedziane z najgłębszej potrzeby serca — a zarazem też z głębokiego imperatywu wiary. Wokół tematu cierpienia te dwa motywy wydają się szczególnie zbliżać do siebie i z sobą łączyć: potrzeba serca każe nam przezwyciężać onieśmielenie, a imperatyw wiary — sformułowany choćby w przytoczonych na początku słowach św. Pawła — dostarcza treści, w imię której i mocą której ośmielamy się dotknąć tego, co w każdym człowieku wydaje się tak bardzo nietykalne: człowiek w swoim cierpieniu pozostaje nietykalną tajemnicą.



LIST DO MŁODYCH CAŁEGO ŚWIATAPARATI SEMPER
OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II

Skoro człowiek jest podstawową i zarazem codzienną drogą Kościoła, zatem pozostaje sprawą zrozumiałą, iż Kościół przywiązuje szczególną wagę do okresu młodości jako kluczowego etapu życia każdego człowieka. Wy, Młodzi, jesteście właśnie tą młodością: młodością narodów i społeczeństw, młodością każdej rodziny i całej ludzkości — również młodością Kościoła. Wszyscy patrzymy w Waszym kierunku, gdyż przez Was stale niejako na nowo stajemy się młodzi. Tak więc Wasza młodość nie jest tylko Waszą własnością osobistą czy pokoleniową — należy ona do całokształtu tej drogi, jaką przebywa każdy człowiek w swym życiowym itinerarium, a zarazem jest jakimś szczególnym dobrem wszystkich. Jest dobrem samego człowieczeństwa.
W Was jest nadzieja, ponieważ Wy należycie do przyszłości, a zarazem przyszłość do Was należy. Nadzieja zaś jest zawsze związana z przyszłością, jest oczekiwaniem „dóbr przyszłych”. Jako cnota „chrześcijańska” jest ona związana z oczekiwaniem tych dóbr wiecznych, które Bóg przyobiecał człowiekowi w Jezusie Chrystusie. Równocześnie zaś ta nadzieja, jako cnota „chrześcijańska” i „ludzka” zarazem, jest oczekiwaniem dóbr, które człowiek wypracuje, korzystając z talentów danych mu przez Opatrzność.
W tym znaczeniu — do Was, Młodych, należy przyszłość, tak jak należała ona niegdyś do pokolenia dorosłych — a z kolei wraz z nimi stała się teraźniejszością. Za tę teraźniejszość, za jej wieloraki kształt i profil, dorośli przede wszystkim są odpowiedzialni. Do Was należy odpowiedzialność za to, co kiedyś stanie się teraźniejszością wraz z Wami, a obecnie jest jeszcze przyszłością.
Kiedy mówimy: do Was należy przyszłość, myślimy w kategoriach ludzkiego przemijania, które jest zawsze przemijaniem ku przyszłości. Kiedy mówimy: od Was zależy przyszłość, myślimy w kategoriach etycznych, wedle wymogów odpowiedzialności moralnej, która każe nam przypisywać człowiekowi, jako osobie — oraz wspólnotom i społeczeństwom złożonym z osób — podstawową wartość ludzkich czynów, zamierzeń, inicjatyw i intencji.
Ten wymiar jest także właściwym wymiarem chrześcijańskiej i ludzkiej nadziei. I w tym właśnie wymiarze, pierwszym i zasadniczym życzeniem, jakie składa Wam, Młodym, Kościół moimi ustami w tym Roku poświęconym Młodzieży, jest: „abyście umieli zdać sprawę z nadziei, która jest w was”



Szczególnie jednak uczymy się człowieka, obcując z ludźmi. Trzeba, ażeby młodość pozwalała Wam „wzrastać w mądrości” przez to obcowanie. Jest to przecież czas, w którym nawiązują się nowe kontakty, koleżeństwa i przyjaźnie, w kręgu szerszym niż sama rodzina. Otwiera się wielkie pole doświadczenia, które posiada nie tylko znaczenie poznawcze, ale równocześnie wychowawcze i etyczne. Pożyteczne będzie całe to doświadczenie młodości, gdy wyrobi w każdym i każdej z Was również zmysł krytyczny, a przede wszystkim umiejętności rozróżniania w zakresie tego wszystkiego, co ludzkie. Błogosławione będzie to doświadczenie młodości, jeżeli stopniowo nauczycie się z niego owej zasadniczej prawdy o człowieku — o każdym człowieku i o sobie samym — prawdy, którą tak syntetyzuje znakomity tekst Konstytucji Gaudium et spes: „człowiek, będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”.
Tak więc, uczmy się ludzi, aby pełniej być człowiekiem poprzez umiejętność „dawania siebie”: być człowiekiem „dla drugich”. Taka prawda o człowieku — taka antropologia — znajduje swój niedościgniony szczyt w Jezusie z Nazaretu. I dlatego tak ważne są również Jego lata młodzieńcze, kiedy „wzrastał w mądrości i w łasce u Boga i ludzi”.



Myśli człowieka (poezja) - Jan Paweł II


Nazwiska nie wymieniaj.

Zwiąż z jakimkolwiek "ja" to wszystko,

co się otwiera i zamyka pod tchnieniem ust,

to wszystko, co czasem umiera w klimacie serca,

co chodzi za człowiekiem po całych dniach,

co światło w noc przemienia i ciepło w mróz -

to wszystko.

Żyją ludzie

i rodzą się pokolenia niosąc wraz z sobą ramiona, gwoździe i dziwny uraz.

Wciąż się od Ciebie odsuwa,

a nie oddziela się ziemia -

więc rośnie w prostych myślach i niespodzianych konturach.

Tak nie dorastać do ludzi,

nie dorastać do różnych ludzi,

których prawda, zawisa nade mną jak konar smutnego drzewa.

A przecież wciąż próbuję i nieraz nawet się trudzę,

i jeden profil rozumiem - ten właśnie, który opiewam.

Nie dość jednakże niosę i nie dość ciężary dzielę.

Nie dość, a myślę "zanadto", ileż razy myślę tak.

Nazwisko moje zamilcz.

Nie pozwól mi szukać siebie.

Niech ślady moich stóp w własnej myśli zawiewa piach.

poniedziałek, 29 września 2014

O Aniołach

Dzisiaj obchodzimy Święto świętych archaniołów Michała, Gabriela i Rafała. Szkoda, że człowiek zapomina o niebieskich pomocnikach, których zesłał Bóg do pomocy na ziemi. To one zanoszą nasze modlitwy przed boski tron, współpracują z człowiekiem, chronią i prowadzą ku dobru. Wśród rzeszy Aniołów, jak mówi Pismo Święte, 7. z nich jest wybranych, największych, do grona których zaliczają się Archanioł Gabriel, Rafał i Michał.Każdy z nich ma swoje zadanie do spełnienia i od zawsze prowadzi człowieka wytoczoną przez Boga ścieżką. 

Zagłębiając się w lekturę Biblii, czy też książek z dziedziny angelologii, można dowiedzieć się więcej o tym, co każdy z Aniołów czynił dobrego dla ludzkości. Archanioł Michał (jego imię znaczy któż jak Bóg), szczególnie zapamiętany jako opiekun narodu Wybranego i Kościoła a także pogromca złych duchów i Szatana. Do niego należy zwracać się w chwilach pokusy, z prośbą o moc do walki z grzechem i zniechęceniem.On, jako ten, co głośno wyraził swoje uwielbienie Boga, mówiąc o Jego mocy, sam daje moc słabemu człowiekowi, pomagając w rożnych potrzebach, podnosząc ze słabości.
Natomiast Archanioł Rafał (Bóg uzdrawia), o którym wiemy przede wszystkim to, że uzdrawiał z chorób, towarzyszył człowiekowi  w drodze (historia Tobiasza), wspomagał męczenników za wiarę, dodając sił i otuchy. Trzeba prosić go dziś szczególnie o wytrwałość w strapieniu, fizycznej niemocy oraz o opiekę podczas podróży, także tej codziennej, zwykłej wędrówce.

I został jeszcze Archanioł Gabriel (Bóg jest Mocą). Każdy chyba pamięta, jaką wielką rolę miał do odegrania w życiu Maryi. To on prorokowi Danielowi zapowiedział przyjście Mesjasza i ogólnie był posłany do przekazywania informacji o mających nadejść zbawczych wydarzeniach. Anioł ten przypomina dziś od kogo mamy dziś czerpać Moc, gdzie jest źródło żywej wody, z którego można zaczerpnąć w trudnych czasach XXI wieku. Każdy może mieć w sobie siłę pochodzącą od Chrystusa i żyć nią, zmieniając siebie i świat, czyniąc dobro wokół siebie.

Po tym krótkim przypomnieniu należy poddać się chwili refleksji, zastanowić się, co ja jako człowiek mogę czerpać z tej lekcji, jaką dał i daje nam Bóg, przez pośrednictwo Aniołów. Przede wszystkim takie, aby być takim jak oni, nieść dobrą nowinę ludziom, dawać dobre słowo i świadectwo, prowadzić ku dobru. Kiedy człowiek spotka się z miłością, serdecznością, często mówi do kogoś - jesteś aniołem. To właśnie oni kojarzą się z tym, co dobre i piękne, z Miłosierdziem i pokojem. Trzeba więc szczególnie dziś zastanowić się na do sobą i swoją rolą, jaką mamy do spełnienia w życiu, bo jak mówi Mertonowska maksyma - "Człowiek nie jest samotna wyspą". Zrewidować swoje uczucia, poglądy, przyzwyczajenia i znaleźć własną ścieżkę prowadzącą do człowieka i do Boga. Nie należy też zapominać o swoim Aniele Stróżu, który będzie wpierał i ochraniał na tej drodze, kiedy tylko się do niego pomodlimy, poprosimy o wsparcie.

Aniele Boży

Aniele Boży Stróżu mój
Ty właśnie nie stój przy mnie
jak malowana lala
ale ruszaj w te pędy
niczym zając po zachodzie słońca

skoro wygania nas
dziesięć po dziesiątej
ostatni autobus
jamnik skaczący na smycz
smutek jak akwarium z jedną złotą rybką
hałas
cisza
trumna jak pałacyk

ładne rzeczy gdybyśmy stanęli
jak dwa świstaki
i zapomnieli
że trzeba stąd odejść

ks Jan Twardowski

piątek, 19 września 2014

niedziela, 8 czerwca 2014

Ten, który jest jak wiatr, nie widzisz Go, ale czujesz.


Dzisiaj kościół katolicki przeżywa piękne, aczkolwiek trochę zapomniane święto. Nie każdy wie, że poniedziałek jest drugim dniem świętowania Zesłania Ducha Świętego, a tydzień poprzedzający ten dzień, odmawia się wspólnoto nowennę. Ci, którzy pamiętają tamte czasy powinni przekazać młodszym, jak przeżywano to święto w ich czasach. Aby dobrze zrozumieć jego istotę trzeba także zastanowić się kim dla mnie jest Duch Święty. Jak przeżywam spotkanie z Nim i czy czuję w ogóle czuję Jego obecność. Tak naprawdę to aby spotkać się z mocą działania Trzeciej Osoby Boskiej, należy otworzyć się na bożą miłość. Oddać Bogu swoje życie, troski, konflikty z ludźmi, oraz swój grzech i prosić aby się tym zajął, przemieniał. Potem poprosić Ducha Świętego o działanie w naszym życiu, zmianę serce i Jego dary, które właśnie dziś obficie wylewa. Kiedyś przeczytałam gdzieś wyjątkowe słowa, które uświadomiły mi Kim On naprawdę jest, a brzmiały one mniej więcej tak: Jezus życie w uczuciach Ojca, Ojciec żyje w uczuciach Syna a wszystko to swoją miłością i mocą scala i ogarnia Duch Święty. Z tej miłości czerpie człowiek, który ma w swoim wnętrzu źródło Ducha Świętego. Każdy to źródło ma, ale nie każdy ma odwagę w nim się zanurzyć po czubek głowy. Owszem,  czasem dotknie tej czułej obecności, ale to jedynie krople kropla w morzu miłości. Doznać pełni Jego mocy to w pełni, bez ograniczeń oddać swoje życie. Zaufać i potem współdziałać z łaską, nie czekając na cud, który nie stanie się bez naszej współpracy z Tym, od Którego przyjmujemy dary. Duch Święty przychodzi więc dziś z tym, czego najbardziej potrzebujesz, o czym nawet sobie może nie uświadamiasz. Można prosić o umocnienie konkretnego daru, który przecież mamy, ale może już nie czujemy, że podczas chrztu świętego a potem mocniej podczas  sakramentu bierzmowania, staliśmy się jego posiadaczami. Proś dziś o mądrość, ogarniająca wszystkie inne dary. Nie o taką związaną koniecznie z wiedzą, ale mądrość prostą, z której wypływa miłość bezwarunkowa, umiejętność pocieszania słowem czy gestem bliźniego, odwaga kroczenia mądrze za Jezusem. Proś o ten dar, którego najbardziej Ci brakuje. Duch Święty zrobi w Twoim sercu porządek, rozkruszy to co już stwardniało, rozgrzeje to co oziębło, umocni to co piękne. Trzeba tylko dać Mu zielone światło, a będzie działał.

niedziela, 27 kwietnia 2014

W świetle kanonizacji dwóch papieży




Dzisiaj wyjątkowy dzień kanonizacji dwóch wielkich papieży - Jana XXIII i Jana Pawła II. Takie bezprecedensowe wydarzenia jak zawsze mobilizują ludzi do mocniejszego zaangażowania się w różne modlitewne spotkania, jednoczenia się i filtrowania swoich sumień, swojego życia. Dobrze,  że są takie momenty bo one maja moc zmiany wielu serc,sytuacji, konfliktów w jakieś dobro, w coś nowego. W czasach gdy religia, kościół katolicki jest spychany gdzieś poza margines,często szykanowany i bezpodstawnie oczerniany zwrócenie oczu w stronę Rzymu i Świętych już papieży, świadczących kiedyś swoim życiem o silnej wierze i Chrystusie, budzą się w ludziach te obszary, które już często są uśpione albo skażone. Praca i trud oraz święte życie Jana XXIII i Jana Pawła II teraz jeszcze bardziej dostrzegane przez wielu, zaowocowały miłością. Fakt takich pięknych przykładów głoszenia ewangelii, daje nadzieję światu, że byli i są ludzie odważni i mocni Chrystusem, zauważający każdego człowieka. Patrząc na poświęcenie i prawdę jaka się kierowali, miłosierdzie jakie rozdawali spotykanym ludziom można a nawet trzeba wzbudzić w sobie siłę do podobnego  życia i wiarę w to, ze kościół apostolski, ewangelizujący jest i działa nieustannie. W mediach często pada pytanie - co teraz? Co zostanie z tego dnia, z tego wyjątkowego wydarzenia, które stało się udziałem całego  kościoła świętego. Aby coś nie zginęło, nie zatopiło się w rutynie życia należy pielęgnować i odnawiać poprzez modlitwę, czytanie pism jakie zostawili po sobie dwaj  Święci papieże. Oni rozdawali miłość, siali pokój, byli miłosierni. Dla Polaków bliskie są słowa rodaka Jana Pawła II, które kierował do wiernych podczas swoich pielgrzymek do Polski. Świadczył tez poprzez swoje cierpienie, chorobę, krzyż, towarzyszący Mu od najmłodszych lat.  Lekcja Jego umierania zamknęła piękne świadectwo życia papieża, dała siłę wielu ludziom tych mocniej wierzących jak i tym, a może szczególnie tym co zagubili się na drodze wiary. Nasz Święty papież uczył nas przede wszystkim miłości i odwagi, mówił aby się nie lękać i odważnie żyć, szukać swojego miejsca i świadczyć o Chrystusie, z którego będziemy zawsze czerpać siłę w zmaganiu się z codziennymi problemami. Czym dla mnie jest to wydarzenie...Na pewno dało mi czas na zastanowienie się nad moim życiem, w jakimś stopniu umocniło i przyniosło ze sobą świeży powiew czegoś nowego. Oby ten dzień stał się dla wielu ludzi zaczątkiem życia w blasku dzisiejszych wydarzeń, odnowionego i umocnionego siłą Ducha Świętego. Nadzieja jest tym większa, że oprócz dzisiejszej kanonizacji i przykładu duchowości jaki zostawili poprzedni papieże, aktualnie mamy papieża emeryta Benedykta XVI, który pokazał z kolei jak można pięknie ustępować miejsca innym, jak odważnie przyznawać się do słabości. To też było bardzo potrzebne przed wyborem nowego papieża Franciszka wydarzenie, lekcja będącą takim prologiem przed słowem, jakie miał kierować a teraz już kieruje do nas Ojciec Święty.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Droga Krzyżowa - tekst i fot. Anna Nogaj





Kolejna twoja  droga krzyżowa. Czy pamiętasz który to już raz z kolei i w jakich miejscach ją przeżywałeś? Może była wykuta w kamieniu, może składała się z ceramicznych obrazków, a może została wyrzeźbiona w drewnie.  Niektórzy kontemplowali Mękę Jezusa zamkniętą w kapliczkach przydrożnych, inni gdzieś w górach na szlaku. Tak naprawdę to każde miejsce jest dobre aby się modlić, ale nie zawsze człowiek jest przygotowany na głębokie zanurzenie się w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania. Nieraz przeszkadzają różne rozproszenia,  cierpienie które nie pozwala się w pełni skupić, rozbiegane myśli, zmęczenie.  Mimo wszystko postaraj się na tyle, na ile możesz dotknąć myślą i sercem tego czasu, w którym dokonywały się najważniejsze historie w dziele zbawienia świata. Zapamiętaj chociaż jedną stację, kilka zdań, jedną myśl, aby twoja modlitwa zaowocowała zmianą serca, aby ożywiła nadzieję. Proś Ducha Świętego, z wiarą i szczerością,  aby był dzisiaj mocno obecny i działał. Bo to on jest tym, który powinien być pierwszy przy podejmowaniu każdej ważnej decyzji w twoim życiu, w budzeniu i uzdrawianiu wiary, w budowaniu relacji. Dlatego zapraszaj Go zawsze, nie tylko dziś ale codziennie, abyś czuł ze jesteś naprawdę w Bożych rękach.






Stacja I
Jezus na śmierć skazany


      ***

zanużane powoli w misie
silne dłonie
słabego człowieka

chciały być czyste

jak woda która
uświęciła słabość
silnego Boga - człowieka







Wszystko zaczęło się od milczenia. Jezus stojąc przed Piłatem i tłumem ludzi domagających się Jego śmierci, nie próbuje się bronić.  Można by wypowiedzieć tysiące słów, ale po co? Czy do stwardniałych serc, skamieniałych oczu można w jakikolwiek sposób przemówić? Raczej nie. Człowiek o spojrzeniu zasłoniętym nienawiścią nie zauważy drugiego człowieka, nigdy prawdziwie się nie uśmiechnie i nie zapłacze. Do takich ludzi należy przemawiać ciszą i przykładem, bo tylko wtedy jest cień szansy, że po wykrzyczeniu swojej złości i wyrzuceniu oszczerstw zauważą swój błąd. W świecie, w  którym liczą się słowa odmieniane przez wszystkie przypadki, puste frazesy, bezowocna dyskusja, należy uczyć się milczenia. Kiedy przyjdzie godzina bólu spróbuj spojrzeć złu prosto w oczy, nie chowając się za kolegę, rodziców, brata czy siostrę. Twoja łagodna twarz z pewnością stanie się lustrem dla wielu, którzy zobaczą  w niej prawdę.  I nie ważne, że większość z nich nie przyzna się do błędu, albo jeszcze nie będą umieli się do niego przyznać. Ale będzie to piękne spojrzenie, Boże spojrzenie, mogące stać się zaczynem dobra dla choćby jednego, zranionego serca.
 Bywają pewnie też w twoim życiu chwile oskarżania  Boga o to, że jest przyczyną twojego bólu, że cie opuścił, że w ogóle się Tobą nie interesuje. W tym wypominaniu stajesz się coraz bardziej ostry, bezduszny, a równocześnie coraz mniej w tobie życia. Zatrute złością serce twardnieje i wszystko staje się nie do zniesienia. Życie jest wtedy wegetacją, a  każdy człowiek stanowi zagrożenie i jest dla ciebie źródłem zła. Wiedz, że  w tym  nieukojonym żalu zabijasz nie tylko siebie ale i Boga w sobie, a On tak naprawdę nie jest odpowiedzialny za zło, które stało się twoim udziałem. Kiedy naprawdę poznasz miłość, zrozumiesz,  że jako człowiek jesteś zaproszony do szczęścia, a to co jest cierpieniem, rodzi się z ludzkiego grzechu.

 Kiedyś papież Jan Paweł II powiedział, że Dłonie są krajobrazem serca. Przy tej stacji popatrz na swoje ręce. Jakie one są? Może nie pomogły komuś w potrzebie, nie podtrzymały wątpiącego, nie przytuliły? Może odcisnęło się na nich czyjeś cierpienie, różne mniejsze i większe krzyże, których nawet nie potrafisz już nazwać.





Stacja II
Jezus bierze Krzyż na swoje ramiona


I ruszył w kierunku śmierci
nie złorzeczył nie płakał
przytulił tylko głowę do swojego krzyża

poniósł ludzkie myśli słowa milczenie
pozbierał każdy ułomek
nikogo nie ominął

aby  ponieść na górę
i zjednoczyć tam każdą cząstkę
człowieczeństwa
w tajemnicy Zmartwychwstania






Nie da się zbawić całego świata tak jak uczynił to Jezus. Można jednak pomóc Mu w dziele zbawiania.  Każda rozsiana przez Ciebie cząstka dobra będzie owocować i wróci z powrotem w drugim człowieku, wtedy kiedy może najmniej będziesz się tego spodziewać.  Weź krzyż i idź. Nie oglądaj się na innych, nie myśl czy to się opłaca, czy to ma jakiś sens. Idź i po drodze przebaczaj. Kiedy ktoś cię zrani wybacz i pomódl się za tego człowieka. Grzech zniekształca serce i duszę ludzką, do tego stopnia, że ktoś kto sprawiając innym cierpienie, może być do końca nieświadomy, że nie ma racji. Może rani, bo sam nie umie poradzić sobie ze swoim bólem, a może dlatego, że jest niekochany. Nigdy nie wiesz na jakim stopniu rozwoju duchowego jest ta osoba, co aktualnie przeżywa. Gniew rodzi gniew, ostre słowo rodzi krzyk nienawiści, a  nienawiść zemstę. Łańcuch gniewu zawiązuje się szybko, zanim człowiek zdąży się spostrzec, że sam zaplątał się w nim, że związał cierpieniem swoje serce. Wtedy jest jeszcze wyjście. Wybaczenie. To taki wentyl bezpieczeństwa, dzięki któremu można zacząć wszystko od nowa.  Kiedy wybaczysz będziesz spokojny, a Bóg będzie działał za ciebie.

Przy tej stacji poczuj się jakbyś teraz szedł obok Jezusa. Możesz wykrzyczeć swój ból, pytając – dlaczego mnie to spotkało? Możesz w ciszy zapłakać pogodzony ze swoją  sytuacją albo po prostu podziękować za ciężar jaki właśnie niesiesz na swoich ramionach. Zastanów się  też czym jest dla ciebie krzyż. Czy myślisz o nim bardziej jako o symbolu udręczenia i bólu czy raczej jako o przedsionku nieba?









                                   Stacja III
Pierwszy upadek Jezusa

           ***  
pewnie o kamień
pierwsze potknięcie
i bolesny pocałunek ziemi

na czole krew Twoja i nasza
w brązowych grudkach czerwieni

krótki odpoczynek pozwoli iść dalej
jak pielgrzymowi który z ciężarem
plecaka przysiada

lecz się podnosi
bo widzi w oddali szczyt
w hostii słońca skąpany



Ile na twoim sercu jest już blizn? Czy zastanawiałeś się skąd się tam wzięły, czy pamiętasz kto zadał ci ten potworny ból. Może wtedy gdy cierpiałeś z powodu odrzucenia, zawiedzionych uczuć, zdrady, samotności. A może w momencie, w którym dowiedziałeś się o swojej chorobie, albo wtedy gdy dzieci o tobie zapomniały, przyjaciele opuścili.  Przypomnij sobie kiedy najbardziej bolało i jak sobie z tym bólem poradziłeś. Jeśli złożyłeś swoje cierpienie w ręce Boga, w sercu masz jedynie blizny, a jeżeli przeżywałeś wszystko sam, po swojemu, nosisz w swoim sercu wciąż otwarte rany. Wiesz już dlaczego ten ciągły strach i niepokój? Bo nie zaufałeś. To Jezus podczas pierwszego upadku rozgarnia pierwsze twoje ciemności, oddziela grzech od prawdy, życie od  śmierci. Przytula się do ziemi przeoranej krwią niewinnych ludzi, do ziemi w którą wsiąkły już twoje łzy.  Upada na kolana, abyś ty umiał klęknąć w pokorze do modlitwy, aby kiedyś to przyklęknięcie stało się drogą którą przejdziesz trudny okres życia.  Abyś nauczył się mówić sobie i innym, że jesteś czasem bezsilny a burze w twoim życiu pojawiają się często nie bez przyczyny.  Dzięki trudnościom może zdołasz przebić się przez mur dumy i egoizmu, aby zawołać – Boże, ratuj! Nie ma się co oszukiwać, po jednym upadku nastąpi drugi, trzeci, dziesiąty i tylko o d ciebie zależy czy już na początku będziesz przeżywać je z Jezusem.  A kiedy teraz odsuniesz się od Niego, później może być już o wiele ciężej powstać. Albo za późno. On chce abyś zapraszał Go do każdej nawet mało istotne sprawy, do każdej chwili codzienności, Jezus nie wartościuje. Kiedy spróbujesz tak żyć, twoje oblicze stanie się piękne Jego pięknem. Do oczu wróci dziecięcy blask radości, a w sercu rozgości się tak długo wyczekiwany pokój.

Przy tej stacji zastanów się pod wpływem jakiego grzechu czy słabości najczęściej się potykasz. Jeśli powodów jest kilka, spróbuj złożyć  w ręce Jezusa chociaż jeden swój powtarzający się upadek. Oddaj Mu, to z czym najbardziej sobie nie radzisz.  I adoruj słabość Zbawiciela, aby z twojej niemocy wytrysnęło kiedyś  źródło bożej mocy.






Stacja IV – Jezus spotyka swoją Matkę

             ***
przybiegła Matka do Syna
spotkały się dwie drogi krzyżowe
dwa spojrzenia
w których spłynęły łzą
nasze grzechy

a ich serca paliły
boleści płomyki
które miały stać się zarzewiem
pożaru niepojętej miłości









Ty, który mówisz: jestem opuszczony, zdradzony, poraniony, chory, niezrozumiany, niechciany, wyśmiewany… pamiętaj,  że  masz obok siebie Maryję. Matkę, która przybiegnie do ciebie mimo grzechu, mimo twoich upadków, niedomagań… przedrze się przez ciemności cierpienia, rozkrzyczanego tłumu i spojrzy z miłością w twoje oczy. Tylko Ją zawołaj. To Ona od dnia męki Syna niesie na sobie ciężar Golgoty, gdzie oprócz Krzyża Chrystusa jest pełno ludzkich mniejszych i większych krzyży. Codziennie stoi pod nimi wzruszona i pełna współczucia, modląc się za ludźmi, którzy wzywają Jej wstawiennictwa. Maryja, pierwsze najświętsze tabernakulum, sanktuarium życia, rozumie każdą odrzuconą miłość, trudne pożegnania i ludzkie tęsknoty. A Jej otwarte serce jest bramą otwartą na Boga. Od początku wiedziała, że nie zatrzyma dziecka dla siebie, że kiedyś przyjdzie szalenie trudny dzień rozstania. Niestety, taka już jest prawdziwa miłość – daje poczucie wolności  i wcześnie spisuje testamenty. Nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się gniewem, współweseli z prawdą … Czy umiesz tak kochać? A może jesteś już na dobrej drodze w formowaniu swojego serca na kształt serca Maryi? Potrzeba dziś wiele  odwagi i wiary aby iść za Jezusem wraz z Matką aż do końca, nie zniechęcając się ludzką złośliwością, drwiną i niezrozumieniem.  I pamiętaj, że w twoim współczującym spojrzeniu ktoś może znaleźć to, czego szukał przez całe życie.

Przy tej stacji poproś o dar męstwa i staraj się rozwijać go w swoim sercu. Nie jest łatwo przeciwstawić się nieraz wszystkim i pójść w kierunku miłości, zaprzeć się samego siebie, zrezygnować z wygody i poczucia bezpieczeństwa. Jeżeli jednak zdecydujesz się na pierwszy krok poczujesz, że jesteś bardzo  w Bożych rękach, a to co oddałeś wróci do ciebie.







Stacja V Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi

        ***
Szymona dłonie uniosły
zmęczenie Jezusa
gdy szedł zNim przez chwilę
w kierunku nieba

gdyby wiedział że trzyma
świat na swoich ramionach
że będzie księgą z której będą czytać
- jeszcze nie teraz Panie
- nie chcę
- potem
- zaraz
że stanie się  takim Aniołem
od pomagania



Współczesny Szymonie, który przechadzasz się ulicami miasta, pracujesz w pocie czoła, płaczesz po nocach, drżysz ze strachu – dokąd zmierzasz? Każdego dnia przyglądasz się z ciekawością tajemnicy cierpienia, ale zaraz potem chowasz się za innymi ludźmi, zasłaniasz wszelkimi wymówkami i sam z siebie nie jesteś w stanie pomoc bezinteresownie drugiemu człowiekowi. No może najbliższym tak, ale nie w każdej potrzebie i często z  dużym oporem, ale obcemu, nigdy! Czy nie oszukujesz sam siebie mówiąc, że nie masz  teraz czasu, albo że nie dasz rady, że za późno, za wcześnie, albo żeby najlepiej zrobił to ktoś inny. Ludzie prześcigają się w wymyślaniu rożnych pretekstów, za pomocą których zręcznie omijają problem, robią uniki myśląc, że ominą grzech.  Zaniedbanie dobra sprawia, że umiera w tobie człowiek, coraz mniej ci się chce, a obojętność zamienia się powoli w nieumiejętność – pomocy, współodczuwania, bezinteresowności. Człowiek chorujący na duchowe otępienie jest jak drzewo, które nie ma już korzeni. Powoli usycha i z dnia na dzień traci swoje piękno. Tej wewnętrznej pustce i otępieniu sprzyja przede wszystkim brak modlitwy – jeśli czujesz że nie masz siły na rozmowę z Bogiem, spraw aby ci się chciało. Gdy już zdobędziesz się na ten krok j przymuś swoje ciało. Mimo bólu uśmiechnij się, mimo zmęczenia podaruj swój czas, mimo gniewu wyciągnij pierwszy rękę. Te wszystkie czynności, gesty, postanowienia wykonane na siłę, często przez łzy zaowocują, bo tych na pozór nieudolnych oznak ludzkiej życzliwości, ktoś zawsze będzie bardzo potrzebował.
Przy tej stacji, zastanów się czy więcej jest w tobie chcenia czy może odrętwienia. Jeśli jesteś pogrążony w śnie smutku, bezradności, rozstania czy choroby wyszeptaj Bogu na ucho – chciałbym Cię dzisiaj dotknąć. Chciałbym też zrozumieć, że tam na kalwaryjskich drogach zadałeś mi miłość, abym nie zasnął w sobie i dla Ciebie. Aby moje chrześcijaństwo nie sprowadzało się do krzyżyka kołyszącego się na mojej szyi.





Stacja VI
Weronika ociera twarz Jezusowi

***
Przybiegła
ulżyła na moment
który trwa poza doczesność

odklejając cząstkę bólu
przyoblekła się w Boże oblicze
z pieczątką miłości na sercu
rozdaje ludziom
Boga człowieka








Gdyby człowiek w końcu zrozumiał i poczuł to całym sercem, że jest w nim królewska godność i że jego oblicze jest odbiciem Bożego oblicza, byłby naprawdę szczęśliwy. Wiesz o tym doskonale, bo usłyszałeś tę prawdę już dawno, może od rodziców, potem w szkole, od księdza czy  przyjaciela. Wiesz, ale nie żyjesz nią, albo starasz się o niej pamiętać, ale nie zawsze ci to wychodzi. Obejrzyj się dookoła, przypatrz się uważnie ludzkim twarzom, potem oczom, dłoniom… Przypomnij chwile szczególnie ciepłe, kiedy drugi człowiek trzymał twoją rękę, dotykał z miłością policzka, przytulał i kreślił krzyżyk na twoim czole. Są to uczucia nie do opisania i za żadne pieniądze nie można ich kupić ani sprzedać. W czasach, kiedy wszystko jest wyceniane, kiedy ludzie prześcigają się w pozyskiwaniu coraz to nowocześniejszych rzeczy, a potem po materialnym zaspokojeniu płaczą w samotności,  coraz bardziej docenia się człowieka. Właśnie dlatego tak usilnie wszyscy szukają Weroniki, na ulicach miast, w pracy, w sklepie, w szkole, na podwórku, w zatłoczonym pociągu, w kolejce u lekarza i wszędzie tam, gdzie znajdują się ludzie. Niektórzy nie wierzą już, że kiedyś ją spotkają, wkładając epizod z drogi krzyżowej między bajki, inni wierzą, że jednak może kiedyś uda im się przeżyć to cenne spotkanie. Ale są i tacy, którzy już ją spotkali i zapewne zapamiętają tę cenną chwilę na całe życie – bo wtedy po raz  pierwszy od dawna ktoś czule do nich się zwrócił, uśmiechnął czy tak naprawdę wysłuchał. Ktoś stanął w ich obronie narażając swoje zdrowie, reputację, wystawiając się może na śmieszność i wytykanie palcami. Jedno jest pewne. Ci dobrzy ludzie kiedyś musieli spotkać się z Chrystusem, ucałować poprzez Jego rany człowieka i swoje słabe człowieczeństwo. Bez kontemplacji zniekształconego bólem oblicza Boga, nie umieliby dostrzec w Nim ludzkich rysów. Nie umieliby prawdziwie kochać i prawdziwie wybaczać.

Przy tej stacji pochyl się nad umęczonym Chrystusem i przytul swoje serce do Jego serca. Zastanów się jakie oblicze Boga nosisz w sobie, i jakie oblicze Boga widzisz w drugim człowieku.Zapamiętaj też słowa papieża Jana Pawła II, który mówił że Człowiek staje się naprawdę sobą poprzez wolny dar z siebie samego.





Stacja VII Drugi upadek Jezusa


krawędź śmierci
coraz bliższa
ślizgają się stopy

pył w oczach
ciało wtulone w ziemię
coraz bliżej nieba

można by powiedzieć
ze to wszystko jest nie do przeżycia

ale nie dla Boga
Jemu dziś tylko ciebie potrzeba







Kiedyś powiedział ktoś piękne słowa: człowiek nie umie być sam kiedy żyje i kie 
dy umiera. Tej prawdy nauczył nas Chrystus podczas swojej krzyżowej drogi.  Potrzebował pomocy słabego duchem Szymona, aby podzielić się z nim swoim  ciężarem, znalazł pocieszenie w matczynym spojrzeniu, w odwadze dobrej Weroniki. Zapytasz, ale po co? No właśnie. Nie robił tego z pewnością dla siebie, ale dla ludzi, słabych i niezdolnych do samotnego przeżywania świata, pokazując im,  że nawet w najdrobniejszym geście miłości jest tyle dobra, ile tylko człowiek zdoła unieść.  Innymi słowy tyle dostaniesz, na ile silna jest twoja wiara. Ona zweryfikuje się podczas twojego drugiego upadku, kiedy słabość okaże się na tyle mocna, aby rzucić cię na ziemię po raz kolejny. Przeorać cierpieniem. Oszpecić serce. W takich momentach pamiętaj, że zawsze kiedy zawołasz Jezusa, On przyjdzie ze swoim pocieszeniem. Nie będzie to może wymarzona przez ciebie odpowiedź na twój misternie sporządzony plan. Nie uwolnisz się może do razu od balastu krzyża. Ale  na pewno lżejsze stanie się twoje serce a myśli przejrzyste, co pozwoli ci wstać z podniesiona głową. To Bóg wie, czego najbardziej ci potrzeba i przyniesie ze swoim miłosierdziem najpiękniejszą odpowiedź na twoją cichą modlitwę. Daj się wtedy obdarować do końca. Przyjmij od Ojca dar, dzięki któremu znowu naprawdę poczujesz smak chleba, zachwycisz się każdą drobną rzeczą, wzbudzisz w sobie szacunek do życia. Bo piękno zauważone i kontemplowane w rzeczy małej uwrażliwia serce na rzeczy większe, wykraczające ponad doczesność.

Przy tej stacji przeproś Jezusa, ze popchnąłeś Go po raz kolejny grzechem obmowy, lenistwa, wszelkich nałogów, że upadł na twarz przez twoje niedowiarstwo.  Ale nie pogrążaj się w bólu. Bo On ci już dawno wybaczył i nie liczy twoich grzechów, nie notuje, a jedynie z czułością zbiera twoje łzy – prawdy i oczyszczenia.






Stacja VIII
Jezus pociesza plączące niewiasty

           ***
Przyszedł człowiek
zagradza drogę łzą
zastyga przestrzeń

Chrystus zauważa
przerywając ciszę
przykleja kolejne serca
do ciężkiego krzyża



Dodaj napis



Po śladach wydeptanych przez Maryję i Weronikę poszły kolejne wrażliwe i odważne kobiety. Przyniosły swoje współczucie i delikatność, ale przede wszystkim obecność, której umęczonemu Chrystusowi ostatnio tak bardzo brakowało. Przyszły ze swoją lampą wiary, mimo strachu i spodziewanego sprzeciwu tłumu, potrafiły wykrzesać z siebie prawdziwe uczucia. Postawiły na jedną kartę. W momencie przeżywanego bólu, nie myślały że może coś złego ich spotkać, nie kalkulowały, jak przyjmą to inni,  bo tylko w takim zachowaniu znalazły swoją prawdziwą odpowiedź na cierpienie.
Mimo tego, że to przecież one bardziej potrzebowały spotkania z Jezusem, taka reakcja była wyrazem poruszenia ich szerokich serc, przezwyciężenia swojego egoizmu. Właśnie tak powinno wyglądać życie chrześcijanina. Spontaniczne, śmiałe i szczere. Człowiek, który niesie nadzieję,  nie może przeżywać swojej religijności tylko w murach świątyni czy w zaciszu czterech ścian domu. Musi wynosić ewangelię poza kościół, po zakończonej Mszy Świętej zaczynać ją przeżywać na nowo w swoich środowiskach. Pocieszać przygnębionych, budzić uśpionych i nieustannie wybiegać na spotkanie z drugim człowiekiem. Trzeba rozdawać słowa a nie słówka, dawać światło a nie złudne błyski, jakie zwodzą współczesnego człowieka wygodnictwem i materializmem. Świat oszalał na punkcie rzeczy i posiadania, aby zakryć ich blaskiem pustkę i bezsilność.  A ty musisz stać się Bożym szaleńcem, aby próbować przywrócić chociaż w małej cząstce naturalny porządek. Bo jak mówi ewangelista Marek Każdy ogniem będzie posolony, czyli słowa i czyny człowieka powinny być ogniem spalającym cudzy grzech, ogniem ocieplającym dusze, ogniem hartującym w cierpieniu. A kiedy myślisz sobie że szukałeś już wszędzie Boga – w różnych kościołach, filmach, czasopismach, książkach w innym ludziach, w księdzu czy drugim człowieku a nie znalazłeś, zapłacz nad sobą. Musiałeś się z Nim minąć, biczować swoim grzechem, zapomnieć. I nie mów, że już nie masz nadziei na odszukanie Go w sobie, bo nadzieja nie odchodzi nigdy, to tylko ty ją musiałeś gdzieś porzucić. 
A jakie ty zostawiasz ślady? Czy są to ślady po których ktoś może pójść czy poprowadzą jedynie na manowce. Zastanów się dokąd chodzisz i w jakiej intencji, czy rzeczywiście powinieneś kierować swoje kroki w tym właśnie kierunku? A może pójdź dzisiaj w inną  stronę, tam gdzie dawno powinieneś być, gdzie ktoś na ciebie czeka, gdzie może twoje pięć minut sprawi, że ktoś nie będzie płakał.





  Stacja IX
Trzeci upadek Jezusa

                                                 ***

Jestem w miejscu
w którym mogę zasnąć w sobie
i na zawsze mieć serce ukrzyżowane

ale mogę tez wstać by przy krzyżu
znaleźć w końcu swoje
spokojne miejsce

i przez moje rany
oglądać przedświt
poranka 






Jak mówi tradycja trzeci najboleśniejszy upadek miał miejsce tuż przy wierzchołku góry. Totalny brak sił, całkowite opuszczenie, bezradność. Chwila ta musiała być okropna. Z pokusą pozostania na ziemi, aby dłużej odpocząć i  nabrać sił walczy perspektywa nieba. Ciało przeciwstawia się duchowi, zmysły wierze. Ale Tobie Jezu wystarczyło jedno spojrzenie w górę, jedno spojrzenie w głąb ufnego serca, aby zebrać jeszcze raz wszystkie siły i iść dalej. Wcześniej spotkałeś na swojej drodze osoby, które przyszły z pocieszeniem, teraz jednak już sam musiałeś stawić czoło cierpieniu. Przemogłeś moment najwyższego bólu bo dałeś słowo Ojcu, zgodziłeś się na wszystko co zaplanował względem Ciebie i każdego człowieka, bo zaufałeś. Jest to najpiękniejsza lekcja jakiej echa do dziś wracają do nas spod Krzyża – zaufanie. Choćbyś odebrał najlepsze wykształcenie, sumiennie badał  pisma i przeczytał Biblię kilkanaście razy, choćbyś modlił się codziennie i przyjmował komunię świętą a nie zaufasz, nie spotkasz się prawdziwie z Bogiem. Będziesz Go spotykał ale nie rozpoznasz, będziesz wierzył w cuda, ale nie zrozumiesz, będziesz gdzieś poza miejscem spotkania. Zawsze zalękniony i negatywnie nastawiony do ludzi, nie rozumiejący że w przyjęciu swojej ograniczoności i świata takim jaki jest, znajduje się wielka siła. To właśnie brak zaufania i nieunmiejetność  otworzenia serca na przyjęcie od Boga tego, co On oferuje i czym chce uszczęśliwić, prowadzi do ciężkich upadków. A On chce tylko jednego, twojego szczęścia. Dlatego zawsze kiedy będzie wzbierać w tobie uczucie buntu czy przygniatający smutek, spróbuj powiedzieć szczerze do Boga - Dobrze, zgadzam się. Zgadzam się na to cierpienie Boże, na chorobę która zabiera mi radość, na to,  że znów przegrałem, że mnie zdradzono, opuszczono. Że codziennie płaczę i nie ma nikogo, z kim mógłbym o tym porozmawiać. Na wszystko masz moje tak. Wtedy On zacznie działać i zmieniać twoje chore serce. Porządkować najbardziej  zagmatwane sprawy. Wtedy zobaczysz, jak z czasem,  rzeczywiście nastąpi w twoim sercu oczyszczenie i pokój, którego nikt ni będzie cI w stanie odebrać. Nikt nie odbierze ci tego” nic”, w którym mieści się wszystko. 
Przy tej stacji pomódl się za ludźmi, którzy doznali trzeciego upadku, bo nie doznali prawdziwej miłości, bo ktoś nie umiał ich kochać, tak jak na to zasługiwali. Z samotności i beznadziei najszybciej odchodzi się od Boga, najłatwiej wpada się w sidła grzechu. Nie sądź więc i nie potępiaj, bo z daleka nic nie wygląda tak jak z perspektywy serca.  





Stacja X
Z szat obnażenie

        ***
Dzisiaj poczułem
ból otwartej rany
gdy jak księga byłem otworzony

czytano mój ból
oglądano z każdej strony
szarpiąc za serce

podnieś mnie raz jeszcze
kiedy noc krwi się zbliża
o Ukrzyżowany
nic więcej



Pomyśl jak bardzo musi boleĆ odrywanie od ciała ubrania przyklejonego do krwawiących ran. Do tego trzeba dodać jeszcze wstyd wynikający z obnażenia ciała i samotność w obliczu rozwścieczonego tłumu. Zabrali Mu wszystko, a chcieli jeszcze więcej. Jeszcze bardziej uniżyć i upodlić, sprawić żeby był dla wszystkich pośmiewiskiem, kimś przed kim zamyka się z obrzydzeniem oczy. A ludzka nienawiść była tym większa, że nie mogła Go złamać, nie mogła zrozumieć odpowiedzi Jezusa na to, co się wtedy dokonywało u podnóża Kalwarii. Teraz, gdy minęło już tyle czasu, zmieniły się pokolenia, obyczaje, scena ogołocenia powraca codziennie, w różnych sytuacjach, w różnych miastach, środowiskach, rodzinach. Człowiek traktowany podrzędnie, jako instrument do spełniania takich czy innych obowiązków, wpisany jako mały trybik w machinie pędzącej codzienności, odzierany jest ze swojej godności. Musi być idealny, bezbłędny i zunifikowany do jednej formy, taki jak wszyscy dookoła.  Jeśli stara się nie poddawać temu co mówi świat, jeśli ma wyryty w sercu dekalog i chce, aby jego życie było wypełnianiem woli Bożej, często uznany jest za kogoś dziwnego,  niepasującego do rzeczywistości. Ale na tym nie koniec. Bo codziennie ludzie obdzierają sami  z siebie szaty wstydu, okazując światu swoje ciało, obdzierają ze swoich twarzy boskie oblicze, obdzierają swoje serca z miłości. Jakby tego było mało, szarpią się o rzeczy materialne, o każdy pieniążek, nagrody, zaszczyty. Ogałacają się wzajemnie, zabierając dla siebie to, co należy się drugiemu człowiekowi, szarpiąc często do bólu, do łez, a nawet do krwi. Zapominają w tym zaślepieniu, że każdy ma swoje miejsce, do którego powinien usilnie poszukiwać drogi, a gdy ją znajdzie, odzyska wtedy swoje wyczekiwane szczęście. Na pewno i ty nie raz byłeś ogołocony, z tego co bliskie sercu, z radości z poczucia bezpieczeństwa. Z obecności bliskiej osoby, dla której ty umierasz każdego dnia w swoim sercu, z poczucia że jesteś kochany. Jeśli znajdujesz się w takiej sytuacji, nie trać ducha. Oddaj to Jezusowi i proś, żeby przemieniał i uzdrawiał twoje życie.  

Przy tej stacji zapamiętaj sobie jedno zdanie, że nikt nie odbierze ci tego „nic”, w którym mieści się wszystko  i  że właśnie w takich momentach wewnętrznego ogołocenia Jezus najmocniej przytula się do ciebie.




Stacja XI –
Jezus przybity do Krzyża

***

Ból tak wielki
że aż niemożliwy
powieka opadła pod
krwi ciężarem

a Syn Boży chciałby jeszcze spojrzeć
na ludzi co pod krzyżem
kamienieją  w żalu





Ta straszna droga cierpienia, osamotnienia i nienawiści przesiąknięta jest od początku tajemnicą milczenia. Jezus odzywa się tylko wtedy, kiedy chce coś przekazać człowiekowi, kiedy chce go pocieszyć, natomiast  o swoich uczuciach nie mówi zupełnie nic. Moment przybijania do Krzyża też miał swoje ważne słowa: Wybacz im Panie bo nie wiedzą co czynią – powiedział mimo bólu, jaki przynieśli Mu ci właśnie ludzie. Jakiej trzeba siły, żeby przeciwstawić się nienawiści i złamać jej oścień na swoim mężnym sercu, kiedy zdaje się że cały świat sprzeciwia się właśnie przeciw tobie.  I skąd ją czerpać, aby w chwili próby nie zwątpić, aby nie ulec podszeptom szatana. Ten tylko czeka, abyś oddawał zemstą za zło, abyś złorzeczył, zamiast wybaczyć – bo tylko wtedy ma nad Tobą zupełną władzę. Jeśli jednak przerwiesz ten dialog nienawiści, zobaczysz tak naprawdę, że tylko wtedy poczujesz głęboki spokój i radość. Jeśli ciebie przybijają teraz gwoździe czyjegoś grzechu, rozrywają serce włócznią zdrady, biczują odrzuceniem,  zanurz się w bożym Miłosierdziu. Idź do Ojca który jest dostępny bezterminowo, zawsze ma czas, i czeka na Ciebie w tabernakulum, bez wcześniejszej rezerwacji terminów, telefonicznych ustaleń czy kolejek. Idź i bądź przy Nim. Tylko tyle i aż tyle. I czekaj cierpliwie na Jego odpowiedź, a na pewno On cię nie zawiedzie, nie zostawi z problemem. A swoje cierpienie oddawaj w intencji tego, kto jeszcze bardziej niż ty oczekuje duchowego pocieszenia.

Przy tej stacji zapamiętaj, że nie żyjesz na tym świecie tylko dla siebie. Twój czas, twoje serce, ręce, nogi, są zawsze komuś potrzebne. Nie pozwól więc by gwoździe bólu czy grzechu  tkwiły w tobie bez końca. Im wcześniej dasz sobie pomóc, tym szybciej będziesz mógł pomagać innym.





Stacja XII – Jezus umiera na Krzyżu



A krzyż rósł i potężniał
wystrzelił w niebo miłością
 tylko łza ciężka jak grzech
drążyła powoli belkę drzewa

Aby spłynąć do ludzkich serc
wodą miłosierdzia






A pod Krzyżem stała Matka, uczeń Jan, kobiety… jedynie garstka wrażliwych ludzi. Jednak w zupełności wystarczyło ich miłości, aby ulżyć umęczonemu Jezusowi.  W chwili ostatnich tragicznych minut życia Zbawiciela towarzyszyły mu nic nie mówiąc,  po prostu czuwając przy Krzyżu.W ich głowach  zapewne była gonitwa myśli,  w sercach strach i ból, w oczach łzy. To takie ludzkie… A Jezus? Dostrzega ich i mimo przeżywanej męki, okazuje swoją troskę,  powierzając wzajemnej opiece swoją matkę i ukochanego ucznia. Mówi to, bo martwi się o nich, bo wie że człowiek potrzebuje słów, ciągłych zapewnień, że nie jest sam, że jest kochany. Nie myśli o sobie w tej smutnej godzinie, ale pamięta o innych. A czy ciebie ten fakt porusza? Czy znajdujesz siebie pod krzyżem? A jeśli tak, to w którym miejscu stoisz ? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak  dużo możesz dać drugiemu człowiekowi kiedy będziesz stał przy jego krzyżu i towarzyszył mu  w jego bólu.  Wystarczy byś był. Po prostu. Na więcej nie musisz się zdobywać, bo to więcej należy już do Ojca. Przez twoje otwarte serce przepłynie Jego miłość, która wyleje się w obfitości zarówno na ciebie, jak i na osobę przy której trwasz. Pamiętaj, że nieraz takie ciche, bezinteresowne  bycie z kimś może dać więcej niż najgorętsza modlitwa w jego intencji, niż godzinna rozmowa. Bo czasem potrzeba czyjejś ciepłej dłoni, spojrzenia pełnego współczucia i zapewnienia, że w chwili próby można liczyć na drugiego człowieka.

Przy tej stacji powiedz Jezusowi, żeby nauczył cie mówić codziennie takie słowa – Jestem Czuwam Pamiętam. Żebyś był  dla innych, żebyś   czuwał,  i dlatego zauważał czyjeś cierpienie i żebyś pamiętał o każdym o kim pamiętać powinieneś.









Stacja XIII – Zdjęcie z krzyża



W białych płótnach śpi Syn
i Matka Jego zasnęła
w sercu
aby przeżyć tę śmierć
jakoś
i obudzić życie
w drżących ramionach












Wykonało się. Już nie ma nic. Pustka która rani. Cisza przecięta słowami setnika – ten rzeczywiście był Synem Bożym. Serce tętniące miłością do człowieka ustało, wykończone każdym uderzeniem dla tej miłości. Wszystko zaczęło się w milczeniu i kończy się milczeniem. Świętym milczeniem. Ludzie, którzy zrobili sobie farsę ze sceny konania Jezusa, teraz rozeszli się w zadumie do domów, śmiechy zamilkły i zagościł w nich strach. Bili się w  piersi, bo nie uwierzyli. Nie mieli już żadnej władzy nad skazańcem, zadali śmierć ciału, ale nie mogli zabić miłości, która wciąż żyła i niepokoiła serca W tej miłości trwali także Nikodem i Józef  z Arymatei, którzy czuwali do końca przy Jezusie, opatrując zdjęte z krzyża ciało. Jak wielka musiała być to pociecha dla Maryi, która zostałaby sama ze swoim dzieckiem w ramionach. Oni, którzy nie rozumieli tego, co się na ich oczach wykonało, wierzyli i zaufali, że ta śmierć miała sens i że to nie jest żaden koniec. Pomyśl,  ile jest dziś w Tobie zaufania z Maryi, odwagi i miłości uczniów. Czy jesteś przy Jezusie kiedy cię najbardziej potrzebuje? Czy pomagasz w opatrywaniu Jego ciała, czy wyjmujesz z Jego rąk i nóg gwoździe grzechu? Wiele takich sytuacji stanie się twoim udziałem i będzie  wymagało twojego poświęcenia.  Nadziei wbrew nadziei. Umierania dla kogoś, zapierania się samego siebie dla kogoś. Życie opiera się na małych  i większych egzaminach wiary. Weryfikuje, na ile jesteś siewcą dającym życie, czy człowiekiem  próbującym zachować je tylko dla siebie. Stwórz w sobie przestrzeń do refleksji i zastanów się - ile jest w tobie z dawnych odczuć, dobrych emocji które kierowały twoim życiem, którymi dzieliłeś sie z ludźmi. Może zatraciły się już w codziennej szarpaninie z nienasyconym światem, pełnym, pychy i głopoty. A ty odpuściłeś, bo wszyscy tak robią, albo dałeś sobie spokój bo nie starczyło sił na nierówną, jak ci się wydawało walkę. Jedak tylko w niezgodzie na fałszywe schematy narzucane przez rzeczywistość staniesz się wiarygodny, tylko wtedy będzie tętniło w twoim sercu prawdziwe życie.

Przy tej stacji zapisz sobie w sercu takie słowa: Żaden krzyż nie udźwignie ciężaru miłości, która jest tak silna, że złamie każdy gwóźdź grzechu,  że w najgęstszy mrok wpuści zawsze choćby najmniejszy promyk światła. 







Stacja XIV – Złożenie do grobu


Już dobrze
oddycham wspólnie z Chrystusem
miłość rozpękła się światłem
w chwale poranka
już bać się nie muszę







Miłości nic nie powstrzyma. Przetrzymała okrutne męki, biczowana, wyśmiewana, przebijana włócznią a na końcu zawieszona na krzyżu. Zanim tu się znalazła przeszła przez wiele serc, zostawiają w nich zasiew,  ziarno życia, które miało zaowocować dzięki wierze. Pocieszała strapionych, mimo tego że sama cierpiała, dotykała uzdrawiającym słowem, mimo coraz bardziej otwierających się ran. Później przyszła śmierć, która starła się z nią na krzyżu, ale przecież Miłość na śmierć nie umiera, jak pozwiedzał kiedyś  poeta. Umarło ciało, a ona zostawiła swojego Ducha, który dotknął tego, co tak bardzo ludzkie – ciemności ziemskiego grobu – i umierania, abyś ty nie czuł się nigdy samotny.  Później wyszła na świat, mimo kamienia którym była przywalona i nienawiści jaka ją chciała zabić. Przedarła się przez mrok i zajaśniała w sercach, które na nią czekały. Teraz czeka na twój krok, na to czy ją zaprosisz do swojego życia. A kiedy tak się stanie będziesz miał siłę, aby zmartwychwstawać z najcięższego smutku, budzić życie w innych sercach i głosić Dobrą Nowinę. Będziesz postrzegany z zewnątrz, jako ktoś na kim można wesprzeć się, kto jest w stanie dać światło i wyciągnąć ze zła. Będziesz naprawdę szczęśliwy, bo nawet kiedy ktoś zada ci cierpienie zrozumiesz nędzę duchową tej osoby, gdy ktoś będzie cię prześladował oddasz mu miłością. Taka już jest Boża logika. I nie ma innej drogi. Jeśli chcesz żyć musisz codziennie umierać i rodzić się na nowo. Czy jesteś na to gotowy? Jak bardzo wpasowują się w ytm miejscu słwoa Mojżesza, które wypowiedział przed śmiercią do zgromadzonych przez siebie ludzi: Patrz, kładę dziś przez tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście! Czy umiesz dziś dokonać dobrego i mądrego wyboru?

Przy tej stacji zastanów się jaka część ciebie żyje a jaka już dawno umarła. A może widzisz, że ktoś obok umiera w grzechu, opuszczeniu. Podejdź i obudź w nim miłość, a wtedy poranek wielkanocny stanie się prawdziwie twoim udziałem.




Skończyła się Droga Krzyżowa Jezusa, ale twoja wciąż trwa.  Każdy ma swoją 15. Stację i następne, przy których zatrzymuje się każdego dnia niosąc małe krzyżyki czy większe krzyże. Jedni mają lżej drudzy ciężej, ale nie ma osoby zwolnionej od dźwigania. Zastanów się która stacja z Drogi Krzyżowej jest ci najbliższa, gdzie teraz jesteś, co ci doskwiera.  Zatrzymaj się tam na dłużej i adoruj Jezusa, kontempluj Jego umęczone oblicze i proś aby pomógł zmieniać ci twoje życie. Abyś mógł w końcu przeżywać codzienność w zgodzie z samym sobą i ludźmi. Abyś wyszedł z raz ustalonych schematów, może przed laty, może nawet już nie pamiętasz kiedy. Proś Ojca aby nauczył cię wiary odważnej i spontanicznej, która nie kostnieje ale dopasowuje swoje kształty do zaistniałej sytuacji, nie chowa się przed trudnościami, ale zmartwychwstaje. Bo wierzyć to działać, wierzyć to zmieniać, nieraz wbrew logice, nieraz wbrew wszystkim. To jest jak najbardziej możliwe, bo Chrystus umierając dał człowiekowi swojego Ducha, aby każdy kto powie „pragnę” mógł oddychać wspólnie z Nim. Jeśli będziesz budować swoje życie na Nim,  na dwóch potężnych filarach zaufaniu i miłości, każdy krzyż  będzie tylko mostem, który będzie prowadził do prawdziwego poznania siebie. Do spotkania z Jezusem Ukrzyżowanym  i Kochającym Ojcem. Od ciebie dziś więc zależy, czy skłonisz swoje serce ku temu co bardziej ludzkie i zamkniesz miłość w ciemnym grobie, czy pójdziesz za głosem Anioła i powtórzysz: Nie ma Go tutaj, zmartwychwstał”.