WSTĘP:
Można pogrążyć się w bólu
Cierpieniem odmierzać godziny
I żyć nie żyjąc
Ale właśnie te najgorsze chwile
są miejscem dawania świadectwa
Zapominania o sobie i przypominania o drugim człowieku
Bo Wielki Post to wielkie orzeźwienie
Ducha zalęknionego budzenie
Przemierzanie ulic pozornie bez celu
I po krążkach różańca
Wspinaczka do nieba
Nabożeństwo Drogi Krzyżowej jest dla chrześcijanina wielkim
dobrem. Dzięki głębokiemu przeżyciu tajemnicy Męki i Zmartwychwstania Pańskiego
można mocniej przylgnąć do Miłości, która dla człowieka była i jest nielogiczna
i nieobliczalna, bo przechodzi jego wyobrażenie. Ale oprócz tych cech charakteryzuje ją
ogromna ofiarność. Ze względu na tę obfitą hojność każdy może wziąć dla siebie
tyle, na ile zdoła otworzyć swoje serce. A Bóg jest cichy i pokorny, dlatego
zawsze będzie powtarzał: Jeżeli chcesz… Dziś jest szczególna
szansa pójścia za Nim, odpowiedzenia na
Jego zaproszenie. Czy naprawdę
chcesz i czego naprawdę pragniesz? Możesz nie tylko przejść przez kolejne 14. stacji ale zatrzymać
się na dłużej w jednej z nich i uczynić
ją szczególnym miejscem Spotkania, wyspą modlitwy. Czego Ci najbardziej
brakuje, co cię przeraża, jakie uczucia mieszkają dziś w twoim sercu? Proś
Matkę Bożą aby zamieniła twoje „nic”, twoje problemy i uzupełniła pustkę serca,
wlewając do niego dobre wino. Ona na
pewno zauważy każdy twój brak i tak jak w Kanie Galilejskiej powie do Syna: Nie mają wina - a Syn, mimo pierwszego słowa „Nie” odpowie na
troskę Jej serca: "Napełnijcie
stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi”. Trzeba mieć taką wiarę, z
jednej strony odważną oraz gotową na ryzyko i jednocześnie być gotowym na
odpowiedź: – „Bądź wola Twoja”. Przejdź więc z pokorą ale i nadzieją drogi
Jezusowej Męki i otwieraj serce na działanie Łaski, aby mogło napełnić się
światłem Zmartwychwstania.
STACJA I – PAN JEZUS NA ŚMIERĆ SKAZANY
Zapytał ten co umywał ręce
Być może te słowa były początkiem
Sumienia albo tego co miało nadejść
Kiedy słyszę to pytanie
Czym ona jest
Otulam szczelniej ciepłem
Nikły płomień świecy
Jest siła
Zamilknijmy
prawda i sumienie
Zostaną
Gdy wszystko przeminie
Wystarczy przejść się
ulicą, wejść do kawiarni, obejrzeć telewizję, włączyć radio bądź porozmawiać z kimś.
Wszędzie ktoś pokrzywdzony, sądy, trybunały, słowa, które nie powinny być
wypowiedziane. Widzę ludzi ze
spuszczonymi głowami, ze łzą w oku, milczących albo krzyczących, potok słów i
lamentu. Wieczorem słyszę, że znów gdzieś
płonie Kościół, ludzie tracą życie za
wiarę, a z gazet wylewa się jad na wartości jakimi żyję. Zasłaniam, oczy i zatykam uszy. Ale to nic nie daje. Nie pozwalają mi patrzeć na Krzyż w urzędach,
w szkole, w pracy, reagują z drwiną na
moje gesty, które świadczą o tym, że jestem chrześcijaninem. I te powtarzające się pytania: za kim jesteś?
Co o tym sądzisz? Albo namawianie do roli Piłata. Zmęczony jestem Jezu. Opieram
czoło o chłodną ścianę świątyni i proszę o pomoc, abym mógł przejść to piekło, które zgotowali sobie ludzie na
ziemi. Ale pomóż mi też abym sam siebie nie zmierzał w jego kierunku. Abym nie
mówił, że jestem skazany na życie w takim a nie innym środowisku , rodzinie,
relacjach . Pomóż mi raczej mówić, że jestem wskazany prze Ciebie aby tu żyć,
świadczyć i zmieniać świat na lepsze. Że jestem potrzebny ze swoim krzyżem, aby ktoś mógł dzięki mnie
przejść przez swoją rozpacz i że moja łza może być solą niosącą komuś pokrzepienie.
Naucz
mnie Jezu czerpać siły z Twojego
świętego milczenia, które jest najpełniejszą odpowiedzią na wszystkie
moje pytania.
STACJA
II - PAN JEZUS BIERZE KRZYŻ NA SWE RAMIONA
Mam
swój krzyż
Jest
wyjątkowy bo mój
Pasuje
idealnie do zagłębień
Na
moich ramionach
Nie
jest za wysoki ani za krótki
Kiedyś
chciałem go zrzucić
Pozostały
rany i nie chciały się zabliźnić
Dopóki
nie przytuliłem do niego twarzy
Wtedy
ktoś czule dotknął
Moich
pół przymkniętych oczu
A
później pamiętam już tylko
Że
otoczyła mnie miłość
Robi się coraz trudniej.
Idę przed siebie z ciężkim krzyżem i wydaje mi się, że za moment upadnę. Te
nieszczere spojrzenia, puste słowa obiecujące pomoc gdzieś w mglistej
przyszłości i drwiny. Często zastanawiam się czy moja modlitwa ma sens skoro z
dnia na dzień nic się nie zmienia na lepsze, albo myślę, czy to ja zawiniłem i
cierpienie jest konsekwencją grzechu, czy może ma tak po prostu być. Kiedy
chciałem pozbyć się ciążącego mi balastu, wkładałem mój krzyż na ramiona
rodziców, rodzeństwa, przyjaciół. Strugałem takie małe krzyżyki moich trudnych obowiązków, łez, choroby i
obarczałem nimi bliskich. I choć niektórzy mi pomagali je nieść to i tak nic się nie zmieniło. Było nawet gorzej i nie umiałem zrozumieć sensu swojej drogi. Z biegiem czasu zdałem sobie sprawę, że dopóki
sam nie przeżyję do końca mojego bólu, nikt ani nic nie może go wyrwać z mojego
serca. Jedynie Jezus, dzięki któremu wciąż jakoś idę do przodu, bo widzę przede
mną w oddali Jego postać i odciskam moje stopy w śladach Jego boskich stóp.
Jezu,
rozluźnij moje palce zaciśnięte do
białości na kielichu, który mam wypić. Napełnij serce odwagą abym mógł iść dalej i
spotkać Miłość za kolejnym
zakrętem, do którego wiedzie ciemna i wyboista droga.
STACJA
III – PAN JEZUS UPADA POD KRZYŻEM
Czegoś wciąż za mało za dużo
Albo nie tak jak byś chciał żeby było
Popsuje każdy moment szczęścia
Ukrytego w wielkich wydarzeniach ale i w małych
Codziennych cudach
Ten niedosyt sprawi że zapomnisz o dobru
Jakie dają Ci ludzie
Nie dostrzeżesz uśmiechu
Wyciągniętej dłoni w czułym geście
A potem rzuci Cię w rozpaczy na kolana
I będzie grał z Tobą w karty o życie
Wtedy wystarczy z miłością zawołać do Pana
Uwierzyć w sens tego co było i co będzie
A wróci radość z bycia
Po prostu
I (nie) zwykłego czekania
Na wschód słońca
A jednak upadłem. Tyle starań, modlitw i
obietnic składanych Bogu i sobie, a ja potykam się o maleńki kamyk rzucony
sprytnie przez Złego. Wiedział gdzie uderzyć, za czym tęsknię i czego mi
brakuje. Ugodził w najczulsze struny i wygrał ponownie z moją kruchą wiarą. W
tamtej chwili wszystko sprzyjało temu, abym przegrał. Pojawili się nagle jacyś
ludzie, którzy usilnie namawiali i o
czymś zapewniali, pojawiła się też radość i spokój. Wystarczyła jednak chwila,
a to co widziałem, co dawało sercu zadowolenie, pękło ja mydlana bańka. Nie
było już tak kolorowo. A huk był potworny. Nagle nikogo przy mnie nie było i
zacząłem się bać. Zachwiałem się i upadłem na kolana, chroniąc twarz przed
ostrym brzegiem kamienia. Wtedy spojrzałem w górę, na niebo. Ciepłe promienie słońca padały na moje
skronie. Mimowolnie sięgnąłem do szyi i poszukałem krzyżyka, który był przyjemnie chłodny. Przyłożyłem go
do ust i ucałowałem. Tak o Jezu, mam jeszcze w sobie wiarę i dzięki niej
potrafię wstać i zdjąć z siebie brud tego świata. Otrzepać ubranie, pył z
sandałów i iść dalej za Tobą. Naucz mnie silniej ufać, abym umiał odróżniać
prawdziwe piękno od jego atrapy, żywą wodę Twojego Słowa od fatamorgany na
pustyni powstałej przez podstępne działanie Szatana.
Jezu,
niech Twoje Słowo wypełnia po
brzegi moje puste miejsca i mocno się
zakorzenia. Abym nie szukał już więcej szczęścia po za Tobą.
STACJA
IV – PAN JEZUS SPOTYKA SWOJĄ MATKĘ
Łaskawa Kielecka, Nieustającej
Pomocy, Czarna Madonna
Przybierasz Maryjo tak wiele imion
Aby każdy znalazł miejsce w Twoich
ramionach
Kryjesz się w obrazach w ramach
drewnianych
Posrebrzanych
Z zatkniętą różą w rogu
Przewieszonym różańcem
Jak czyimś rozpłakanym cierpieniem
Czy szczęściem
Pomódl się dziś proszę
Abym zawsze Ciebie dostrzegał
Na rozwidleniu moich dróg
Przy tej stacji
zanurzam się zawsze w morzu Miłosierdzia. Rozmyślam o mojej ziemskiej matce, jak duże ona ma znaczenie w moim życiu. To wszystko co jest we
mnie dobrego, szlachetnego i delikatnego
posiadam właśnie dzięki niej. Cechy te mogę pomnażać z kolei dzięki mojej Matce Niebieskiej. Ta świadomość
sprawia, że czuję się lepiej w każdym
cięższym doświadczeniu, kiedy kogoś lub coś tracę, kiedy trzeba pogodzić się z
cierpieniem bliskiej osoby. Umiem wtedy wykrzesać z siebie chociaż parę iskier
dobra. Staram się ubrać serce w
cierpliwość i pokorę i czekam wypatrując
otwartych szeroko ramion, szukających mnie niecierpliwie pośród tłumu. Wiem, że
mnie znajdziesz Maryjo, chociażbym odszedł daleko od Ciebie i zapomniał o
Tobie. To spojrzenie, którego się nigdy nie zapomina przeszywa miłością moje
życie i ceruje wszelkie rozdarcia wyszarpane przez grzech i cierpienie.
Delikatnie i w milczeniu. Idę więc odważnie do wyznaczonego celu, mimo
otaczających mnie nieprzychylnych ludzi i mimo grzechu, który przykleił się do
serca. I choć brakuje tej fizycznej ciągłej bliskości z Tobą, wiem, że Ty Matko
stoisz w ukryciu przy moim krzyżu z dzbanem zimnej wody. Kiedy dotrę na miejsce
obmyjesz mi oczy abym przejrzał i zobaczył to, co chcesz abym widział.
Matko,
skało cierpliwości i zdroju miłosierdzia – zapal proszę moją lampę pokory.
STACJA V – SZYMON CYRENEJCZYK POMAGA
PANU JEZUSOWI DŹWIGAĆ KRZYŻ
Czasami
będziesz odczuwać głęboką samotność
Wejdź w nią
Zajrzyj do tej studni a zobaczysz gwiazdy
Ich blask przeprowadzi przez ponure doliny
Wejdź w nią
Zajrzyj do tej studni a zobaczysz gwiazdy
Ich blask przeprowadzi przez ponure doliny
Czasami
odczujesz ogromną nienawiść od ludzi
Złóż wtedy dłonie do modlitwy
A potem wstań z przygnębienia i zapomnij
Złóż wtedy dłonie do modlitwy
A potem wstań z przygnębienia i zapomnij
Oddech
wchodzącego słońca pogłaszcze po twarzy
Czasami
odczujesz bezradność a wokół świat ze szkła
Uderz w niego mocną wiarą
Uderz w niego mocną wiarą
Nie
skaleczysz się żadnym odłamkiem
Czasami
nie będziesz rozumieć drugiego człowieka
Skrzywdzi ominie spojrzeniem
Skrzywdzi ominie spojrzeniem
Poczekaj
na niego
Bo teraz on sam siebie nie rozumie
A jutro przybiegnie ze słowem słonecznym
Bo teraz on sam siebie nie rozumie
A jutro przybiegnie ze słowem słonecznym
Chciałbym
tak, jak Szymon zarazić się Miłością. Chociaż nie wiadomo co się z tym
człowiekiem działo po spotkaniu z Jezusem, to ja mocno wierzę, że po prostu
musiał spotkać się z Miłością i wszczepić ją w swoje serce. Przy tej stacji
dłużej się modlę bo wiem, że przekaz z
niej płynący szczególnie dotyka mojego serca. Pomiędzy poniekąd wymuszoną
pomocą Cyrenejczyka, a słowem Łaska, można postawić znak równości. Ten mężczyzna został najpiękniej obdarowany.
Zawsze kiedy myślę o różnych sytuacjach z mojego życia, w których mogłem pomóc,
a nie zrobiłem tego z różnych powodów, mam ogromne wyrzuty sumienia. Bo wiem,
że nie przyjąłem od Boga Łaski, nie
umiałem się na nią otworzyć. Mocniej sobie wtedy uświadamiam, że nie żyję dla
siebie, ale dla innych. Po to tu jestem, aby świadczyć i dzielić się tym co mam
najlepszego. To moje ciągłe odchodzenie od prawdy, ucieczka w głąb siebie jest zawsze
ślepą uliczką. Wiem, że dobiegnę do pewnego punktu, a tam będzie wielkie nic,
pustka i rozpacz. Szymonie, ty uczysz mnie także tego, że krzyż może przyjść
zawsze i wszędzie, i ja będę musiał wtedy jakoś się opowiedzieć. Nie będę
dywagować – kiedy?, po co?, dlaczego?, Tylko właśnie tu i teraz. Bez
rzeczywistości „teraz” nie ma przyszłości.
Nie ma mnie. Nie ma drugiego człowieka.
Pomóż
mi Jezu wybiec poza mój dom i szukać ludzi, niech Twoja łaska wylewa się do
innych serc przez moje dłonie i moje oczy.
Stacja
VI – WERONIKA OCIERA TWARZ PANU JEZUSOWI
Proś i ufaj, że On Cię
wysłucha
ufaj, prosząc o miłosierdzie
bądź miłosierny dla innych
zapominając o sobie
usiądź z Nim i po prostu bądźufaj, prosząc o miłosierdzie
bądź miłosierny dla innych
zapominając o sobie
pogadaj jak z przyjacielem
a potem idź do ludzi aby ich pocieszać
i mówić z nimi o Miłości
bo Słowo ma moc szczególnie to Boże
a ludzkie kiedy jest dobre
odbija refleksy niebieskiego Światła
Kolejny odcinek drogi
Męki Jezusa, a ja już opadam z sił. Jak to dobrze, że jest właśnie taki
przystanek, na którym mogę spotkać dzielną kobietę, usilnie dążącą do
wyznaczonego sobie celu. Był ból, musiało być i pocieszenie, była na twarzy
krew, musiało być koniecznie delikatne dotknięcie rany. Po prostu coś złego się
działo i trzeba było jakoś zareagować. Kiedy patrzę na tę scenę, staję się
malutki, kulę się w sobie. Ale z drugiej strony każdego roku coraz więcej się
uczę. Weroniko, gdy na ciebie patrzę widzę Miłość, która jak taran toczy się
przez rozkrzyczany tłum ludzi, toruje sobie drogę i rozpala ogniem przy
Jezusie. Widzę jednak coś jeszcze. Coś,
co mi daje mocny zastrzyk energii i popycha do działania. Przecież tobie nic
się nie stało. Mogłaś zginąć, mogli cię wychłostać, wyzwać, a jednak nic
takiego się nie stało. Ten moment wycierania cierpienia z oblicza Jezusa trwał
kilka dobrych chwil i to wystarczyło,
aby twój pospiech i odwaga stały się najpiękniejszą modlitwą zaniesioną do
Boga. Głupio mi teraz. Bo gdy wspomnę sobie moją modlitwę to wiem, że nie
zawsze byłem w tym względzie czysty. Kilka razy wolałem modlić się w samotności, zaniedbując w tym czasie kogoś, kto mnie
potrzebował. Po czasie przychodziła refleksja. Czym jest modlitwa? Przecież nie tylko słowem, ale także czynem,
poświęceniem, czujnością i pamięcią o drugim człowieku.
Pomóż
mi Jezu, aby moja modlitwa zbierała też
szepty innych ludzi, abym był zawsze tam, gdzie być powinienem.
STACJA
VII - PAN
JEZUS PO RAZ DRUGI UPADA POD KRZYŻEM
tak zupełnie za nic
uwalniasz od kajfaszów judaszów piłatów
a ja wspinam się po pocałunkach srebrnikach
do miejsc które mam tak naprawdę
i miejsca mnie mają
do końca
uwalniasz od kajfaszów judaszów piłatów
a ja wspinam się po pocałunkach srebrnikach
do miejsc które mam tak naprawdę
i miejsca mnie mają
do końca
Tym
razem Zły nie rzucił we mnie małym kamyczkiem, ale kamieniem, który przygniótł
mnie w najmniej spodziewanym momencie. Potem posypała się już cała lawina. Kiedy
byłem pewny siebie, wydawało się, że wszystko układa się dobrze, dostałem mocne
uderzenie w serce. Nie było to miłe uczucie. Szatan nie musiał tym razem robić
podchodów, bo wiedział, że byłem słaby i wiedział gdzie mnie może celnie i
boleśnie ugodzić. Przegrałem na całej linii. Ale tak sobie teraz myślę, z
dystansu czasu, że zawsze są jakieś plusy nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. Jezus pochyla się,
bada grunt i każde zło umie zamienić w
coś dobrego. Już wiele razy dał mi to odczuć. Wtedy kiedy upadłem w sobie,
kiedy upadła we mnie miłość, modlitwa, wiara - nagle pojawiał się przy mnie i patrzył
w moje oczy jak przyjaciel. Ja jednak często brnąłem dalej, a każdy mój upadek
powodował wiele innych i jak kostki domina upadali przeze mnie inni ludzie. Ty
jednak Jezu nie dawałeś za wygraną i z trudem podnosiłeś się w moim sercu,
lepiąc je na nowo, delikatnie, z wielką czułością. I tak sobie teraz myślę, klęcząc
w świątyni i adorując Ciebie w drugim upadku, że czuję większą siłę do stawiania
oporu słowom, jakie co dzień rzuca mi w twarz świat. Dlatego, kiedy znów będą
krzyczeć, że: strach, że ból, że samotność, ze fałsz, odpowiem im: że miłość, ze przebaczenie, że wiara, że
moc, że modlitwa, że życie. Spróbuję.
Jezu,
pomóż mi zbudować z kamieni, które ugodziły w moje serce i przeze mnie w serca
moich braci, ołtarz. Aby przypominał mi, że życie to ciągłe pokonywanie swoich
ograniczeń i składanie ofiary z siebie.
STACJA
VIII - PAN JEZUS POCIESZA PŁACZĄCE NIEWIASTY
Bo musi być sens
że boli
że zmęczone oczy
godziny łzą rozpisane
w czarno białe tęcze
przecież czas miłosierny
kiedyś
rozplącze boleśnie zawiązane rany
doleje oliwy
do gasnącej lampy
Za
dużo w moim życiu rozproszeń i skupianiu
się na innych. Na tym co kolega, sąsiad, brat robią ze swoim życiem. Z kim się
spotykają, jak żyją i jakimi są chrześcijanami. Ile zbędnych słów padło z moich
ust w odniesieniu rzeczy i sytuacji, na które nie mam wpływu.
Tak, krytykować można wszystkich a o sobie zapominać. Bo tak luźniej, wygodniej.
I jakoś barwniej kiedy żyje się życiem innych. I ból tak nie boli, a wiążące
decyzje odchodzą na dalszy plan. Co rok, przy tej właśnie stacji obiecuję sobie,
że większą uwagę skupię na sobie samym. Pomagają mi w tym wydarzenia, które często
z trudem przeżywam, ale zawsze patrząc na nie z dystansu widzę, że w moim sercu
działo się wtedy coś ważnego, czego nie pomoże mi zrozumieć żaden człowiek. Że właśnie wtedy budziłem się do prawdziwego
życia. A kiedy już naprawdę było beznadziejnie przypominałem sobie słowa z Księgi
Mądrości: Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął
ich jak całopalną ofiarę. Muszę więc dać
się wypalić ogniem Bożej miłości, aby moje serce nabierało piękniejszego
kształtu. I wiem, że dopóki ja nie zapłaczę
nad swoim grzechem i nie przejdę godnie mojej drogi krzyżowej, nie
zrozumiem innych. Dopóki moja miłość do siebie nie zostanie przeze mnie podniesiona z ziemi, nie podniosę i innych.
Dopóki nie zapalę iskry w swoim sercu nie rozpalę jej w sercach potrzebujących.
Męka Jezusa jest dla mnie przykładem. On każdym swoim upadkiem podnosił innych,
ocierał łzy, całował zatroskane czoła. Co to za paradoks. A jednak. I nie upadał po to, abym nad Nim płakał, ale po to abym
dostrzegł w Nim Zbawcę, a w sobie
godność człowieka.
Ty Jezu powiedziałeś – Kochaj bliźniego swego jak siebie samego.
Pomóż mi więc ożywiać w sobie miłość własną,
dostrzec w sobie godność bożego dziecka,
abym mógł szanować każdego człowieka.
STACJA
IX – PAN JEZUS UPADA POD KRZYŻEM PO RAZ TRZECI
Miłość
podnosiła się z mozołem
Wspinając
do nieba
Po
drodze zgarniała obfite żniwo
Ludzkich
uczuć i przeczuć
Rozsypała
łzy jak ziarna
Dotąd
niczyje i obumarłe
I w górę strzelały z nich
Dawno
już wyczekiwane słowa
Pocieszenia
Kiedy
trwam przy Jezusie podczas trzeciego upadku przychodzi mi na myśl tylko jedno
słowo – Tajemnica. Gdyby nie to wydarzenie z Drogi Krzyżowej pewnie bym nigdy
nie wstał z mojego upadku. On był już po ludzku tragiczny. Nawet nie wiedziałem kiedy to się
stało, bo za bardzo byłem rozluźniony, pewny siebie. Zdałem sobie z niego
sprawę dopiero wtedy, kiedy obudziłem
się w miejscu ciemnym i smutnym. Pustka
z każdej strony, totalne opuszczenie. Szatan już nie celował we mnie kamyczkami
, nie przygniótł serca głazem, tylko zamieniał je w głaz. Kamieniało mi wnętrze,
kamieniało mi ciało. Leżałem tak sam nie wiem gdzie i ile czasu do momentu ,aż poczułem
delikatny dotyk ciepła na moim ramieniu. To Jezus podnosił się w tym momencie z
trudem i grymasem cierpienia na twarzy. I ja poczułem nagłe szarpnięcie. Wstałem,
bo poruszyło się w moim sercu dobro zasiane kiedyś przez modlitwę, a Miłość znalazła sposób aby
do mnie dotrzeć. Ona zawsze wygrywa, kiedy znajdzie chociaż jedną małą iskrę zapodzianą gdzieś na
dnie ludzkiej duszy. Ona podniesie tych, co już nie widzą dla siebie ratunku, zaskoczy nagłą przemianą. Miłość podniesiona w
trzecim upadku jest piękna. Jest świadectwem na to, że koniec może być
początkiem, że nadwiędnięte listki zazielenią się, a krzyż zamiast ciężarem
może być podporą. Trzeci upadek jest
przedsmakiem Zmartwychwstania.
Jezu
pomóż mi abym moją pewność zamienił w niepewność i każdego dnia podnosił w sobie Twoje Słowo, które jako jedyne
poprowadzi do życia.
STACJA
X – PAN JEZUS Z SZAT OBNAŻONY
Szata
rozdarła się
Z
jękiem
Jezus
stał jednak niewzruszony
Obleczony
w światło
I
zasłaniał sobą
Wstyd
upokorzonych
To
już dziesiąta stacja, a mnie wydaje się, że dwudziesta albo trzydziesta. Może
dlatego, że odczuwam właśnie przy niej
większy ciężar, bo przypominają mi się najboleśniejsze
wydarzenia z mojego życia. Pamiętam jak kiedyś mocno komuś zaufałem ,
odsłoniłem moje wnętrze, a ten ktoś
sprawił mi potężny zawód. Długo nie mogłem się z tego otrząsnąć. Ale czy miłość
kalkuluje? Pyta o to co się opłaca, a co nie. Czy nie zatraca się w oddaniu? Odkrywa
się, zdejmuje szaty wstydu, strachu i staje się taka bardzo krucha, podatna na
najmniejszy dotyk bólu. Dlatego staram się chronić ją, osłaniać rękoma i
zasłaniać przed złem, aby jej płomień nie został zbyt wcześnie przygaszony. A
siłę czerpię od Ciebie Jezu. Ten przystanek na Twojej drodze musiał najbardziej
Cię zranić. Dlaczego obdzierali Cię z jedynej szaty jaką miałeś? Przecież mieli
już wszystko. Oskarżyli, upokorzyli, opluli i wiedli na śmierć. Chcieli upodlić Cię ostatecznie. Zobaczyć jaki
jest naprawdę ten, kto Bogiem się nazywa, czy ma inne ciało, jak zareaguje. I tak do dziś dnia widzę jak obdziera się z
Ciebie szatę Miłosierdzia, pokory, łaskawości po to, aby zaspokoić ciekawość,
aby się zemścić, wzbogacić. Ale po tym
wszystkim zawsze nadchodzi gorzka
świadomość, że zraniona Miłości nie umiera. Że nie da się jej zabić i
zapomnieć. Ona będzie krwawić i niepokoić, dopóki się nie zabliźni. Mam w sobie
kilka takich blizn i dotykam ich z pokorą, bo gdyby nie Ty Jezu, pozostałyby mi
otwarte rany. Miłość odkrywa się bez
szemrania, bo nie ma nic do ukrycia i potrafi się poświecić do końca. Będę się
starać przyjmować każde takie wydarzenie z pokorą oraz o to, aby pod moją szatą nie znaleziono nic,
co mnie upokorzy, co będzie świadczyło o
mojej wewnętrznej brzydocie.
Jezu
zasłaniaj mnie szatą godności dziecka bożego kiedy ludzie będą odsłaniać moje
człowieczeństwo.
STACJA
XI – PAN JEZUS PRZYBITY DO KRZYŻA
Wbijają
gwoździe strachu, nienawiści,
Grzechu
i ciekawości
Jezus
wszystkie przyjmuje
Aby
zanieść do Ojca
I
prosić o zbawienie
Dla
nich
Kiedyś
ukrzyżowałem sam siebie, wbijając we własne serce oścień grzechu, a innym razem
ktoś roztrzaskał we mnie spokój i bezpieczeństwo. Wbijali we mnie nienawiść ,
drwinę, upokorzenie, skazując na długie godziny przebywania na Krzyżu. Tam miałem
wiele czasu na zastanowienie się nad moją sytuacją i przewartościowaniem
własnego życia. Doświadczenie wszczepienia w Krzyż pokazało mi, że jest to czas
kiedy ja już nic nie mogę. Że wtedy
trzeba zamilknąć, ubrać się w pokorę i cierpliwie czekać. To kluczowy moment wyboru klęski albo zmartwychwstania do
nowego życia. Innej drogi, pośredniej, niestety nie ma. W chwili totalnej
bezradności rozcieńczałem swój ból w bólu Chrystusa. Wtedy w Jego Krzyż wsiąkły
moje łzy, pot, wysiłek. Bo przecież kiedyś to ja nasiąknąłem Jego Męką do
szpiku kości, kiedy narodziłem się z
wody do życia. Często w momencie próby czytam sobie zdanie z 2 Listu do Koryntian
: Nosimy nieustannie w ciele naszym
konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Jak to dobrze,
że nauczyłem się nie omijać Krzyża. Kiedy chciałem iść drogą na skróty, mocno
się poraniłem. A na mojej Golgocie odzyskałem radość i nadzieję. Bo tylko tam
usłyszałem głos Pana bez zniekształceń i oddałem Mu to, czego obawiałem się stracić.
Jezu
niech każdy gwóźdź wbity w moje ciało przybija mnie mocniej do Ciebie.
STACJA
XII - PAN JEZUS UMIERA NA KRZYŻU
Miłość
zmierzała w kierunku na Krzyża
Słabło
jej ciało
We
wnętrzu jednak tętniło dobro
Rozsadzało
serce
Kiedy
tak bardzo chciało zrobić w sobie miejsce
Dla
każdego
Pękło
Posypały
się z Krzyża iskry bożej miłości
Zapalając
nadłamane knotki,
Nawadniając
spaloną glebę
Otworzyło się serce
Boga -człowieka na cały świat. Przebite włócznią po to, aby ludzie uwierzyli, że
mają Ojca. Że mogą od teraz mieszkać w Nim, rozbić bezpiecznie swój namiot. Abym
do końca uwierzył musi umrzeć we mnie umrzeć stary człowiek. To co mnie
zatrzymuje w drodze do Miłości i drugiego człowieka. Wiele planowałem, marzyłem
i układałem życie po swojemu i jak się to zazwyczaj kończyło? Fiaskiem. Tylko
dlatego, że nie godziłem się na umieranie, oddawanie cząstki siebie dla świata.
Ta stacja to dla mnie czas modlitwy o dar odwagi, do radykalnych cięć w moim
życiu. Niech gasną złe namiętności, lenistwo, nałogi, lekkomyślność, gniew i
rodzą się z nich nowe rzeczywistości.
Kiedy zgodzę się z Twoją wolą Boże, to otworzy się w moim sercu kanał,
przez który wpłynie żywa woda -Twoja Łaska. Odwracam więc moją twarz w kierunku
Jerozolimy i idę ucząc się wierzyć, że ci, którzy mnie chcieli wgnieść w
ziemię, zdeptali, stali się nie wiedząc o tym zaczynem życia. Tak jak Ty Jezu
kiedy szedłeś z Krzyżem na ramionach, z każdym krokiem coraz bardziej umierałeś,
rodząc się jednocześnie dla nieba. Straciłeś swoje ziemskie ciało, które
wcześniej już podzieliłeś w wieczerniku, aby nikt nie był więcej głodny.
Naucz
mnie Jezu umierać dla innych i karmić ich Twoją Ewangelią.
STACJA
XIII - ZDJĘCIE Z KRZYŻA CIAŁA PANA JEZUSA
Śmierć
przegląda się w życiu
A
życie w śmierci
Z
tego przenikania rodzi się Miłość
Drzewo
o mocnych korzeniach
I
wiosennych listkach
Nie
zatrzymasz tego tańca życia i śmierci
Z
martwych powstawania
Stoję
pod Krzyżem Jezusa i obserwuję moment
zdjęcia Jego Ciała wprost w ramiona Matki. Historia zatoczyła koło. W Maryi wzrastał Jej Syn, później spoczął w jej
dłoniach i pokazała Go całemu światu aby w końcu przeprowadzić swoje dziecko przez
bramy śmierci. Przyjęła wszystko – i to
co piękne, i to co bolesne. Zawsze z
boku, z tęsknotą wyrytą na obliczu, ze zgodą na dzielenie się Jezusem z innymi.
Od tamtej pory Maryjo przez Twoje dłonie
przeszedł niejeden człowiek. Rodził się dzięki Tobie i umierał przy Tobie. Dlatego
wiem, że i ode mnie przyjmiesz to, co
jest moim krzyżem. Składam więc w Twoje ramiona moje życie. Przytul je proszę i
opatrz wszystkie rany. Składam mój egoizm, pychę, lenistwo i gniew. I wierzę, że kiedyś zdejmiesz mnie z Krzyża i poprowadzisz do życia. Przy
tej stacji modlę się gorąco o Ducha męstwa, abym umiał wytrwać do końca w
godzinie próby. Nie zdezerterował. Abym ucałował moje drzewo boleści i był
świadkiem wypuszczania prze nie młodych pędów. Chcę Cię Jezu przy tej stacji
szczerze uwielbiać . Nie słowami, datami, którymi wypełniłem terminarz, ale w
moim stawaniu się Słowem. Aby przewracano kartki mojego życia, czerpiąc z
niego nadzieję i pokój.
Jezu wlej w moje serce taką ufność,
abym zawsze umiał z wysokości Krzyża rzucić się bez oporów w przepaść Twojej
Miłości.
STACJA
XIV – ZŁOŻENIE DO GROBU CIAŁA PANA JEZUSA
Już
cicho jest
Bezpiecznie
Święte
odpocznienie
Krzyż
wywyższył człowieka
Który
łaknął chleba
I
nie wiedział że w nim pustka była
Co
pragnęła jedynie Boga i nieba
Kiedy
adoruję Twój grób Jezu, robię rachunek
sumienia, bo przy tak radykalnym ukazaniu miłości boskiej do człowieka,
potrzeba mi dziś zmuszać się do głębokiej refleksji. Pytam więc siebie - jaka była moja miłość? Często niecierpliwa,
nie łaskawa, szukała poklasku, pamiętała wyrządzone zło, zazdrościła, unosiła
się gniewem, szukała złego. Ale teraz zaczyna się nowe. Dałeś mi Panie ten czas
odpoczynku , tę chwilę Twojego przebywania w grobie, abym mógł odetchnąć i nabrać
Ducha. Zdjąć z siebie szaty starego człowieka i przyoblec się w Światło. Czuję się
tak, jakbym zdjął z ramion przerażająco ciężki plecak pełen kamieni, przysiadł
na szczycie góry i wypatrywał wschodu słońca, które ogrzeje mi zmęczone
skronie. Właśnie teraz zaczynasz mnie
Jezu zbawiać - od samego siebie, od drugiego człowieka. Zbawiać
świat od niepokoju, strachu i ludzkiej logiki. Otwierać groby Słowa Bożego,
które szczelnie pozamykano. Słowo to usuwane z urzędów, miejsc pracy, z domów
po długim milczeniu przemówiło. I przyoblekło
się w uwielbione Ciało, aby znowu zbliżyć się do człowieka, dać sobie włożyć rękę
w bok, odsłonić swoją boskość do końca. Aby tym ,co uwierzyć nie mogą dać nowe
życie i wyprowadzić ich z ciemności zalegających w ich spuchniętych z bólu sercach .
Napełnij
Jezu moje oczy światłem radości Zmartwychwstania abym mógł być tym światłem dla
innych.
ZAKOŃCZENIE:
To
wszystko musiało się właśnie tak skończyć. Grób zasypany nienawiścią i ludzką nędzą,
przywalony głazem, aby miłość nie
drażniła już więcej, aby sumienie przestało niepokoić. Na nic to wszystko się
zdało, bo Krzyż ugiął się pod ciężarem Boga człowieka, rozpękł się światłem Zmartwychwstania.
Ziemia nie zdołała Go zatrzymać, natomiast narodziła uwielbione Ciało, nowe Życie.
Spulchniona krwią niewinną i Miłością wydała plon obfity z ziarna wdeptanego w nią z nienawiścią
stopami grzeszników. Już wszystko przygotowane – był zasiew, są plony i
tylko od ciebie zależy, co dalej z tym darem zrobisz. Czy przyjmiesz Jezusa w Hostii
i uczynisz Mu dom ze swojego serca, aby wzrastał w nim i w tobie powodował wzrost. Czy ponownie zamkniesz
Go w grobie i wprowadzisz na kalwaryjskie ścieżki, aby mógł wyprowadzić cię z
ciemności. Jezus kieruje więc do ciebie ponownie takie słowa: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i
szczęście, śmierć i nieszczęście”. Co wybierzesz? Trudno jest być konsekwentnym
w dobrym wyborze, ale przeżywając swoje Życie z Tym co śmierć zwyciężył,
wszystko jest możliwe.
tekst: Anna Nogaj