niedziela, 27 kwietnia 2014

W świetle kanonizacji dwóch papieży




Dzisiaj wyjątkowy dzień kanonizacji dwóch wielkich papieży - Jana XXIII i Jana Pawła II. Takie bezprecedensowe wydarzenia jak zawsze mobilizują ludzi do mocniejszego zaangażowania się w różne modlitewne spotkania, jednoczenia się i filtrowania swoich sumień, swojego życia. Dobrze,  że są takie momenty bo one maja moc zmiany wielu serc,sytuacji, konfliktów w jakieś dobro, w coś nowego. W czasach gdy religia, kościół katolicki jest spychany gdzieś poza margines,często szykanowany i bezpodstawnie oczerniany zwrócenie oczu w stronę Rzymu i Świętych już papieży, świadczących kiedyś swoim życiem o silnej wierze i Chrystusie, budzą się w ludziach te obszary, które już często są uśpione albo skażone. Praca i trud oraz święte życie Jana XXIII i Jana Pawła II teraz jeszcze bardziej dostrzegane przez wielu, zaowocowały miłością. Fakt takich pięknych przykładów głoszenia ewangelii, daje nadzieję światu, że byli i są ludzie odważni i mocni Chrystusem, zauważający każdego człowieka. Patrząc na poświęcenie i prawdę jaka się kierowali, miłosierdzie jakie rozdawali spotykanym ludziom można a nawet trzeba wzbudzić w sobie siłę do podobnego  życia i wiarę w to, ze kościół apostolski, ewangelizujący jest i działa nieustannie. W mediach często pada pytanie - co teraz? Co zostanie z tego dnia, z tego wyjątkowego wydarzenia, które stało się udziałem całego  kościoła świętego. Aby coś nie zginęło, nie zatopiło się w rutynie życia należy pielęgnować i odnawiać poprzez modlitwę, czytanie pism jakie zostawili po sobie dwaj  Święci papieże. Oni rozdawali miłość, siali pokój, byli miłosierni. Dla Polaków bliskie są słowa rodaka Jana Pawła II, które kierował do wiernych podczas swoich pielgrzymek do Polski. Świadczył tez poprzez swoje cierpienie, chorobę, krzyż, towarzyszący Mu od najmłodszych lat.  Lekcja Jego umierania zamknęła piękne świadectwo życia papieża, dała siłę wielu ludziom tych mocniej wierzących jak i tym, a może szczególnie tym co zagubili się na drodze wiary. Nasz Święty papież uczył nas przede wszystkim miłości i odwagi, mówił aby się nie lękać i odważnie żyć, szukać swojego miejsca i świadczyć o Chrystusie, z którego będziemy zawsze czerpać siłę w zmaganiu się z codziennymi problemami. Czym dla mnie jest to wydarzenie...Na pewno dało mi czas na zastanowienie się nad moim życiem, w jakimś stopniu umocniło i przyniosło ze sobą świeży powiew czegoś nowego. Oby ten dzień stał się dla wielu ludzi zaczątkiem życia w blasku dzisiejszych wydarzeń, odnowionego i umocnionego siłą Ducha Świętego. Nadzieja jest tym większa, że oprócz dzisiejszej kanonizacji i przykładu duchowości jaki zostawili poprzedni papieże, aktualnie mamy papieża emeryta Benedykta XVI, który pokazał z kolei jak można pięknie ustępować miejsca innym, jak odważnie przyznawać się do słabości. To też było bardzo potrzebne przed wyborem nowego papieża Franciszka wydarzenie, lekcja będącą takim prologiem przed słowem, jakie miał kierować a teraz już kieruje do nas Ojciec Święty.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Droga Krzyżowa - tekst i fot. Anna Nogaj





Kolejna twoja  droga krzyżowa. Czy pamiętasz który to już raz z kolei i w jakich miejscach ją przeżywałeś? Może była wykuta w kamieniu, może składała się z ceramicznych obrazków, a może została wyrzeźbiona w drewnie.  Niektórzy kontemplowali Mękę Jezusa zamkniętą w kapliczkach przydrożnych, inni gdzieś w górach na szlaku. Tak naprawdę to każde miejsce jest dobre aby się modlić, ale nie zawsze człowiek jest przygotowany na głębokie zanurzenie się w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania. Nieraz przeszkadzają różne rozproszenia,  cierpienie które nie pozwala się w pełni skupić, rozbiegane myśli, zmęczenie.  Mimo wszystko postaraj się na tyle, na ile możesz dotknąć myślą i sercem tego czasu, w którym dokonywały się najważniejsze historie w dziele zbawienia świata. Zapamiętaj chociaż jedną stację, kilka zdań, jedną myśl, aby twoja modlitwa zaowocowała zmianą serca, aby ożywiła nadzieję. Proś Ducha Świętego, z wiarą i szczerością,  aby był dzisiaj mocno obecny i działał. Bo to on jest tym, który powinien być pierwszy przy podejmowaniu każdej ważnej decyzji w twoim życiu, w budzeniu i uzdrawianiu wiary, w budowaniu relacji. Dlatego zapraszaj Go zawsze, nie tylko dziś ale codziennie, abyś czuł ze jesteś naprawdę w Bożych rękach.






Stacja I
Jezus na śmierć skazany


      ***

zanużane powoli w misie
silne dłonie
słabego człowieka

chciały być czyste

jak woda która
uświęciła słabość
silnego Boga - człowieka







Wszystko zaczęło się od milczenia. Jezus stojąc przed Piłatem i tłumem ludzi domagających się Jego śmierci, nie próbuje się bronić.  Można by wypowiedzieć tysiące słów, ale po co? Czy do stwardniałych serc, skamieniałych oczu można w jakikolwiek sposób przemówić? Raczej nie. Człowiek o spojrzeniu zasłoniętym nienawiścią nie zauważy drugiego człowieka, nigdy prawdziwie się nie uśmiechnie i nie zapłacze. Do takich ludzi należy przemawiać ciszą i przykładem, bo tylko wtedy jest cień szansy, że po wykrzyczeniu swojej złości i wyrzuceniu oszczerstw zauważą swój błąd. W świecie, w  którym liczą się słowa odmieniane przez wszystkie przypadki, puste frazesy, bezowocna dyskusja, należy uczyć się milczenia. Kiedy przyjdzie godzina bólu spróbuj spojrzeć złu prosto w oczy, nie chowając się za kolegę, rodziców, brata czy siostrę. Twoja łagodna twarz z pewnością stanie się lustrem dla wielu, którzy zobaczą  w niej prawdę.  I nie ważne, że większość z nich nie przyzna się do błędu, albo jeszcze nie będą umieli się do niego przyznać. Ale będzie to piękne spojrzenie, Boże spojrzenie, mogące stać się zaczynem dobra dla choćby jednego, zranionego serca.
 Bywają pewnie też w twoim życiu chwile oskarżania  Boga o to, że jest przyczyną twojego bólu, że cie opuścił, że w ogóle się Tobą nie interesuje. W tym wypominaniu stajesz się coraz bardziej ostry, bezduszny, a równocześnie coraz mniej w tobie życia. Zatrute złością serce twardnieje i wszystko staje się nie do zniesienia. Życie jest wtedy wegetacją, a  każdy człowiek stanowi zagrożenie i jest dla ciebie źródłem zła. Wiedz, że  w tym  nieukojonym żalu zabijasz nie tylko siebie ale i Boga w sobie, a On tak naprawdę nie jest odpowiedzialny za zło, które stało się twoim udziałem. Kiedy naprawdę poznasz miłość, zrozumiesz,  że jako człowiek jesteś zaproszony do szczęścia, a to co jest cierpieniem, rodzi się z ludzkiego grzechu.

 Kiedyś papież Jan Paweł II powiedział, że Dłonie są krajobrazem serca. Przy tej stacji popatrz na swoje ręce. Jakie one są? Może nie pomogły komuś w potrzebie, nie podtrzymały wątpiącego, nie przytuliły? Może odcisnęło się na nich czyjeś cierpienie, różne mniejsze i większe krzyże, których nawet nie potrafisz już nazwać.





Stacja II
Jezus bierze Krzyż na swoje ramiona


I ruszył w kierunku śmierci
nie złorzeczył nie płakał
przytulił tylko głowę do swojego krzyża

poniósł ludzkie myśli słowa milczenie
pozbierał każdy ułomek
nikogo nie ominął

aby  ponieść na górę
i zjednoczyć tam każdą cząstkę
człowieczeństwa
w tajemnicy Zmartwychwstania






Nie da się zbawić całego świata tak jak uczynił to Jezus. Można jednak pomóc Mu w dziele zbawiania.  Każda rozsiana przez Ciebie cząstka dobra będzie owocować i wróci z powrotem w drugim człowieku, wtedy kiedy może najmniej będziesz się tego spodziewać.  Weź krzyż i idź. Nie oglądaj się na innych, nie myśl czy to się opłaca, czy to ma jakiś sens. Idź i po drodze przebaczaj. Kiedy ktoś cię zrani wybacz i pomódl się za tego człowieka. Grzech zniekształca serce i duszę ludzką, do tego stopnia, że ktoś kto sprawiając innym cierpienie, może być do końca nieświadomy, że nie ma racji. Może rani, bo sam nie umie poradzić sobie ze swoim bólem, a może dlatego, że jest niekochany. Nigdy nie wiesz na jakim stopniu rozwoju duchowego jest ta osoba, co aktualnie przeżywa. Gniew rodzi gniew, ostre słowo rodzi krzyk nienawiści, a  nienawiść zemstę. Łańcuch gniewu zawiązuje się szybko, zanim człowiek zdąży się spostrzec, że sam zaplątał się w nim, że związał cierpieniem swoje serce. Wtedy jest jeszcze wyjście. Wybaczenie. To taki wentyl bezpieczeństwa, dzięki któremu można zacząć wszystko od nowa.  Kiedy wybaczysz będziesz spokojny, a Bóg będzie działał za ciebie.

Przy tej stacji poczuj się jakbyś teraz szedł obok Jezusa. Możesz wykrzyczeć swój ból, pytając – dlaczego mnie to spotkało? Możesz w ciszy zapłakać pogodzony ze swoją  sytuacją albo po prostu podziękować za ciężar jaki właśnie niesiesz na swoich ramionach. Zastanów się  też czym jest dla ciebie krzyż. Czy myślisz o nim bardziej jako o symbolu udręczenia i bólu czy raczej jako o przedsionku nieba?









                                   Stacja III
Pierwszy upadek Jezusa

           ***  
pewnie o kamień
pierwsze potknięcie
i bolesny pocałunek ziemi

na czole krew Twoja i nasza
w brązowych grudkach czerwieni

krótki odpoczynek pozwoli iść dalej
jak pielgrzymowi który z ciężarem
plecaka przysiada

lecz się podnosi
bo widzi w oddali szczyt
w hostii słońca skąpany



Ile na twoim sercu jest już blizn? Czy zastanawiałeś się skąd się tam wzięły, czy pamiętasz kto zadał ci ten potworny ból. Może wtedy gdy cierpiałeś z powodu odrzucenia, zawiedzionych uczuć, zdrady, samotności. A może w momencie, w którym dowiedziałeś się o swojej chorobie, albo wtedy gdy dzieci o tobie zapomniały, przyjaciele opuścili.  Przypomnij sobie kiedy najbardziej bolało i jak sobie z tym bólem poradziłeś. Jeśli złożyłeś swoje cierpienie w ręce Boga, w sercu masz jedynie blizny, a jeżeli przeżywałeś wszystko sam, po swojemu, nosisz w swoim sercu wciąż otwarte rany. Wiesz już dlaczego ten ciągły strach i niepokój? Bo nie zaufałeś. To Jezus podczas pierwszego upadku rozgarnia pierwsze twoje ciemności, oddziela grzech od prawdy, życie od  śmierci. Przytula się do ziemi przeoranej krwią niewinnych ludzi, do ziemi w którą wsiąkły już twoje łzy.  Upada na kolana, abyś ty umiał klęknąć w pokorze do modlitwy, aby kiedyś to przyklęknięcie stało się drogą którą przejdziesz trudny okres życia.  Abyś nauczył się mówić sobie i innym, że jesteś czasem bezsilny a burze w twoim życiu pojawiają się często nie bez przyczyny.  Dzięki trudnościom może zdołasz przebić się przez mur dumy i egoizmu, aby zawołać – Boże, ratuj! Nie ma się co oszukiwać, po jednym upadku nastąpi drugi, trzeci, dziesiąty i tylko o d ciebie zależy czy już na początku będziesz przeżywać je z Jezusem.  A kiedy teraz odsuniesz się od Niego, później może być już o wiele ciężej powstać. Albo za późno. On chce abyś zapraszał Go do każdej nawet mało istotne sprawy, do każdej chwili codzienności, Jezus nie wartościuje. Kiedy spróbujesz tak żyć, twoje oblicze stanie się piękne Jego pięknem. Do oczu wróci dziecięcy blask radości, a w sercu rozgości się tak długo wyczekiwany pokój.

Przy tej stacji zastanów się pod wpływem jakiego grzechu czy słabości najczęściej się potykasz. Jeśli powodów jest kilka, spróbuj złożyć  w ręce Jezusa chociaż jeden swój powtarzający się upadek. Oddaj Mu, to z czym najbardziej sobie nie radzisz.  I adoruj słabość Zbawiciela, aby z twojej niemocy wytrysnęło kiedyś  źródło bożej mocy.






Stacja IV – Jezus spotyka swoją Matkę

             ***
przybiegła Matka do Syna
spotkały się dwie drogi krzyżowe
dwa spojrzenia
w których spłynęły łzą
nasze grzechy

a ich serca paliły
boleści płomyki
które miały stać się zarzewiem
pożaru niepojętej miłości









Ty, który mówisz: jestem opuszczony, zdradzony, poraniony, chory, niezrozumiany, niechciany, wyśmiewany… pamiętaj,  że  masz obok siebie Maryję. Matkę, która przybiegnie do ciebie mimo grzechu, mimo twoich upadków, niedomagań… przedrze się przez ciemności cierpienia, rozkrzyczanego tłumu i spojrzy z miłością w twoje oczy. Tylko Ją zawołaj. To Ona od dnia męki Syna niesie na sobie ciężar Golgoty, gdzie oprócz Krzyża Chrystusa jest pełno ludzkich mniejszych i większych krzyży. Codziennie stoi pod nimi wzruszona i pełna współczucia, modląc się za ludźmi, którzy wzywają Jej wstawiennictwa. Maryja, pierwsze najświętsze tabernakulum, sanktuarium życia, rozumie każdą odrzuconą miłość, trudne pożegnania i ludzkie tęsknoty. A Jej otwarte serce jest bramą otwartą na Boga. Od początku wiedziała, że nie zatrzyma dziecka dla siebie, że kiedyś przyjdzie szalenie trudny dzień rozstania. Niestety, taka już jest prawdziwa miłość – daje poczucie wolności  i wcześnie spisuje testamenty. Nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się gniewem, współweseli z prawdą … Czy umiesz tak kochać? A może jesteś już na dobrej drodze w formowaniu swojego serca na kształt serca Maryi? Potrzeba dziś wiele  odwagi i wiary aby iść za Jezusem wraz z Matką aż do końca, nie zniechęcając się ludzką złośliwością, drwiną i niezrozumieniem.  I pamiętaj, że w twoim współczującym spojrzeniu ktoś może znaleźć to, czego szukał przez całe życie.

Przy tej stacji poproś o dar męstwa i staraj się rozwijać go w swoim sercu. Nie jest łatwo przeciwstawić się nieraz wszystkim i pójść w kierunku miłości, zaprzeć się samego siebie, zrezygnować z wygody i poczucia bezpieczeństwa. Jeżeli jednak zdecydujesz się na pierwszy krok poczujesz, że jesteś bardzo  w Bożych rękach, a to co oddałeś wróci do ciebie.







Stacja V Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi

        ***
Szymona dłonie uniosły
zmęczenie Jezusa
gdy szedł zNim przez chwilę
w kierunku nieba

gdyby wiedział że trzyma
świat na swoich ramionach
że będzie księgą z której będą czytać
- jeszcze nie teraz Panie
- nie chcę
- potem
- zaraz
że stanie się  takim Aniołem
od pomagania



Współczesny Szymonie, który przechadzasz się ulicami miasta, pracujesz w pocie czoła, płaczesz po nocach, drżysz ze strachu – dokąd zmierzasz? Każdego dnia przyglądasz się z ciekawością tajemnicy cierpienia, ale zaraz potem chowasz się za innymi ludźmi, zasłaniasz wszelkimi wymówkami i sam z siebie nie jesteś w stanie pomoc bezinteresownie drugiemu człowiekowi. No może najbliższym tak, ale nie w każdej potrzebie i często z  dużym oporem, ale obcemu, nigdy! Czy nie oszukujesz sam siebie mówiąc, że nie masz  teraz czasu, albo że nie dasz rady, że za późno, za wcześnie, albo żeby najlepiej zrobił to ktoś inny. Ludzie prześcigają się w wymyślaniu rożnych pretekstów, za pomocą których zręcznie omijają problem, robią uniki myśląc, że ominą grzech.  Zaniedbanie dobra sprawia, że umiera w tobie człowiek, coraz mniej ci się chce, a obojętność zamienia się powoli w nieumiejętność – pomocy, współodczuwania, bezinteresowności. Człowiek chorujący na duchowe otępienie jest jak drzewo, które nie ma już korzeni. Powoli usycha i z dnia na dzień traci swoje piękno. Tej wewnętrznej pustce i otępieniu sprzyja przede wszystkim brak modlitwy – jeśli czujesz że nie masz siły na rozmowę z Bogiem, spraw aby ci się chciało. Gdy już zdobędziesz się na ten krok j przymuś swoje ciało. Mimo bólu uśmiechnij się, mimo zmęczenia podaruj swój czas, mimo gniewu wyciągnij pierwszy rękę. Te wszystkie czynności, gesty, postanowienia wykonane na siłę, często przez łzy zaowocują, bo tych na pozór nieudolnych oznak ludzkiej życzliwości, ktoś zawsze będzie bardzo potrzebował.
Przy tej stacji, zastanów się czy więcej jest w tobie chcenia czy może odrętwienia. Jeśli jesteś pogrążony w śnie smutku, bezradności, rozstania czy choroby wyszeptaj Bogu na ucho – chciałbym Cię dzisiaj dotknąć. Chciałbym też zrozumieć, że tam na kalwaryjskich drogach zadałeś mi miłość, abym nie zasnął w sobie i dla Ciebie. Aby moje chrześcijaństwo nie sprowadzało się do krzyżyka kołyszącego się na mojej szyi.





Stacja VI
Weronika ociera twarz Jezusowi

***
Przybiegła
ulżyła na moment
który trwa poza doczesność

odklejając cząstkę bólu
przyoblekła się w Boże oblicze
z pieczątką miłości na sercu
rozdaje ludziom
Boga człowieka








Gdyby człowiek w końcu zrozumiał i poczuł to całym sercem, że jest w nim królewska godność i że jego oblicze jest odbiciem Bożego oblicza, byłby naprawdę szczęśliwy. Wiesz o tym doskonale, bo usłyszałeś tę prawdę już dawno, może od rodziców, potem w szkole, od księdza czy  przyjaciela. Wiesz, ale nie żyjesz nią, albo starasz się o niej pamiętać, ale nie zawsze ci to wychodzi. Obejrzyj się dookoła, przypatrz się uważnie ludzkim twarzom, potem oczom, dłoniom… Przypomnij chwile szczególnie ciepłe, kiedy drugi człowiek trzymał twoją rękę, dotykał z miłością policzka, przytulał i kreślił krzyżyk na twoim czole. Są to uczucia nie do opisania i za żadne pieniądze nie można ich kupić ani sprzedać. W czasach, kiedy wszystko jest wyceniane, kiedy ludzie prześcigają się w pozyskiwaniu coraz to nowocześniejszych rzeczy, a potem po materialnym zaspokojeniu płaczą w samotności,  coraz bardziej docenia się człowieka. Właśnie dlatego tak usilnie wszyscy szukają Weroniki, na ulicach miast, w pracy, w sklepie, w szkole, na podwórku, w zatłoczonym pociągu, w kolejce u lekarza i wszędzie tam, gdzie znajdują się ludzie. Niektórzy nie wierzą już, że kiedyś ją spotkają, wkładając epizod z drogi krzyżowej między bajki, inni wierzą, że jednak może kiedyś uda im się przeżyć to cenne spotkanie. Ale są i tacy, którzy już ją spotkali i zapewne zapamiętają tę cenną chwilę na całe życie – bo wtedy po raz  pierwszy od dawna ktoś czule do nich się zwrócił, uśmiechnął czy tak naprawdę wysłuchał. Ktoś stanął w ich obronie narażając swoje zdrowie, reputację, wystawiając się może na śmieszność i wytykanie palcami. Jedno jest pewne. Ci dobrzy ludzie kiedyś musieli spotkać się z Chrystusem, ucałować poprzez Jego rany człowieka i swoje słabe człowieczeństwo. Bez kontemplacji zniekształconego bólem oblicza Boga, nie umieliby dostrzec w Nim ludzkich rysów. Nie umieliby prawdziwie kochać i prawdziwie wybaczać.

Przy tej stacji pochyl się nad umęczonym Chrystusem i przytul swoje serce do Jego serca. Zastanów się jakie oblicze Boga nosisz w sobie, i jakie oblicze Boga widzisz w drugim człowieku.Zapamiętaj też słowa papieża Jana Pawła II, który mówił że Człowiek staje się naprawdę sobą poprzez wolny dar z siebie samego.





Stacja VII Drugi upadek Jezusa


krawędź śmierci
coraz bliższa
ślizgają się stopy

pył w oczach
ciało wtulone w ziemię
coraz bliżej nieba

można by powiedzieć
ze to wszystko jest nie do przeżycia

ale nie dla Boga
Jemu dziś tylko ciebie potrzeba







Kiedyś powiedział ktoś piękne słowa: człowiek nie umie być sam kiedy żyje i kie 
dy umiera. Tej prawdy nauczył nas Chrystus podczas swojej krzyżowej drogi.  Potrzebował pomocy słabego duchem Szymona, aby podzielić się z nim swoim  ciężarem, znalazł pocieszenie w matczynym spojrzeniu, w odwadze dobrej Weroniki. Zapytasz, ale po co? No właśnie. Nie robił tego z pewnością dla siebie, ale dla ludzi, słabych i niezdolnych do samotnego przeżywania świata, pokazując im,  że nawet w najdrobniejszym geście miłości jest tyle dobra, ile tylko człowiek zdoła unieść.  Innymi słowy tyle dostaniesz, na ile silna jest twoja wiara. Ona zweryfikuje się podczas twojego drugiego upadku, kiedy słabość okaże się na tyle mocna, aby rzucić cię na ziemię po raz kolejny. Przeorać cierpieniem. Oszpecić serce. W takich momentach pamiętaj, że zawsze kiedy zawołasz Jezusa, On przyjdzie ze swoim pocieszeniem. Nie będzie to może wymarzona przez ciebie odpowiedź na twój misternie sporządzony plan. Nie uwolnisz się może do razu od balastu krzyża. Ale  na pewno lżejsze stanie się twoje serce a myśli przejrzyste, co pozwoli ci wstać z podniesiona głową. To Bóg wie, czego najbardziej ci potrzeba i przyniesie ze swoim miłosierdziem najpiękniejszą odpowiedź na twoją cichą modlitwę. Daj się wtedy obdarować do końca. Przyjmij od Ojca dar, dzięki któremu znowu naprawdę poczujesz smak chleba, zachwycisz się każdą drobną rzeczą, wzbudzisz w sobie szacunek do życia. Bo piękno zauważone i kontemplowane w rzeczy małej uwrażliwia serce na rzeczy większe, wykraczające ponad doczesność.

Przy tej stacji przeproś Jezusa, ze popchnąłeś Go po raz kolejny grzechem obmowy, lenistwa, wszelkich nałogów, że upadł na twarz przez twoje niedowiarstwo.  Ale nie pogrążaj się w bólu. Bo On ci już dawno wybaczył i nie liczy twoich grzechów, nie notuje, a jedynie z czułością zbiera twoje łzy – prawdy i oczyszczenia.






Stacja VIII
Jezus pociesza plączące niewiasty

           ***
Przyszedł człowiek
zagradza drogę łzą
zastyga przestrzeń

Chrystus zauważa
przerywając ciszę
przykleja kolejne serca
do ciężkiego krzyża



Dodaj napis



Po śladach wydeptanych przez Maryję i Weronikę poszły kolejne wrażliwe i odważne kobiety. Przyniosły swoje współczucie i delikatność, ale przede wszystkim obecność, której umęczonemu Chrystusowi ostatnio tak bardzo brakowało. Przyszły ze swoją lampą wiary, mimo strachu i spodziewanego sprzeciwu tłumu, potrafiły wykrzesać z siebie prawdziwe uczucia. Postawiły na jedną kartę. W momencie przeżywanego bólu, nie myślały że może coś złego ich spotkać, nie kalkulowały, jak przyjmą to inni,  bo tylko w takim zachowaniu znalazły swoją prawdziwą odpowiedź na cierpienie.
Mimo tego, że to przecież one bardziej potrzebowały spotkania z Jezusem, taka reakcja była wyrazem poruszenia ich szerokich serc, przezwyciężenia swojego egoizmu. Właśnie tak powinno wyglądać życie chrześcijanina. Spontaniczne, śmiałe i szczere. Człowiek, który niesie nadzieję,  nie może przeżywać swojej religijności tylko w murach świątyni czy w zaciszu czterech ścian domu. Musi wynosić ewangelię poza kościół, po zakończonej Mszy Świętej zaczynać ją przeżywać na nowo w swoich środowiskach. Pocieszać przygnębionych, budzić uśpionych i nieustannie wybiegać na spotkanie z drugim człowiekiem. Trzeba rozdawać słowa a nie słówka, dawać światło a nie złudne błyski, jakie zwodzą współczesnego człowieka wygodnictwem i materializmem. Świat oszalał na punkcie rzeczy i posiadania, aby zakryć ich blaskiem pustkę i bezsilność.  A ty musisz stać się Bożym szaleńcem, aby próbować przywrócić chociaż w małej cząstce naturalny porządek. Bo jak mówi ewangelista Marek Każdy ogniem będzie posolony, czyli słowa i czyny człowieka powinny być ogniem spalającym cudzy grzech, ogniem ocieplającym dusze, ogniem hartującym w cierpieniu. A kiedy myślisz sobie że szukałeś już wszędzie Boga – w różnych kościołach, filmach, czasopismach, książkach w innym ludziach, w księdzu czy drugim człowieku a nie znalazłeś, zapłacz nad sobą. Musiałeś się z Nim minąć, biczować swoim grzechem, zapomnieć. I nie mów, że już nie masz nadziei na odszukanie Go w sobie, bo nadzieja nie odchodzi nigdy, to tylko ty ją musiałeś gdzieś porzucić. 
A jakie ty zostawiasz ślady? Czy są to ślady po których ktoś może pójść czy poprowadzą jedynie na manowce. Zastanów się dokąd chodzisz i w jakiej intencji, czy rzeczywiście powinieneś kierować swoje kroki w tym właśnie kierunku? A może pójdź dzisiaj w inną  stronę, tam gdzie dawno powinieneś być, gdzie ktoś na ciebie czeka, gdzie może twoje pięć minut sprawi, że ktoś nie będzie płakał.





  Stacja IX
Trzeci upadek Jezusa

                                                 ***

Jestem w miejscu
w którym mogę zasnąć w sobie
i na zawsze mieć serce ukrzyżowane

ale mogę tez wstać by przy krzyżu
znaleźć w końcu swoje
spokojne miejsce

i przez moje rany
oglądać przedświt
poranka 






Jak mówi tradycja trzeci najboleśniejszy upadek miał miejsce tuż przy wierzchołku góry. Totalny brak sił, całkowite opuszczenie, bezradność. Chwila ta musiała być okropna. Z pokusą pozostania na ziemi, aby dłużej odpocząć i  nabrać sił walczy perspektywa nieba. Ciało przeciwstawia się duchowi, zmysły wierze. Ale Tobie Jezu wystarczyło jedno spojrzenie w górę, jedno spojrzenie w głąb ufnego serca, aby zebrać jeszcze raz wszystkie siły i iść dalej. Wcześniej spotkałeś na swojej drodze osoby, które przyszły z pocieszeniem, teraz jednak już sam musiałeś stawić czoło cierpieniu. Przemogłeś moment najwyższego bólu bo dałeś słowo Ojcu, zgodziłeś się na wszystko co zaplanował względem Ciebie i każdego człowieka, bo zaufałeś. Jest to najpiękniejsza lekcja jakiej echa do dziś wracają do nas spod Krzyża – zaufanie. Choćbyś odebrał najlepsze wykształcenie, sumiennie badał  pisma i przeczytał Biblię kilkanaście razy, choćbyś modlił się codziennie i przyjmował komunię świętą a nie zaufasz, nie spotkasz się prawdziwie z Bogiem. Będziesz Go spotykał ale nie rozpoznasz, będziesz wierzył w cuda, ale nie zrozumiesz, będziesz gdzieś poza miejscem spotkania. Zawsze zalękniony i negatywnie nastawiony do ludzi, nie rozumiejący że w przyjęciu swojej ograniczoności i świata takim jaki jest, znajduje się wielka siła. To właśnie brak zaufania i nieunmiejetność  otworzenia serca na przyjęcie od Boga tego, co On oferuje i czym chce uszczęśliwić, prowadzi do ciężkich upadków. A On chce tylko jednego, twojego szczęścia. Dlatego zawsze kiedy będzie wzbierać w tobie uczucie buntu czy przygniatający smutek, spróbuj powiedzieć szczerze do Boga - Dobrze, zgadzam się. Zgadzam się na to cierpienie Boże, na chorobę która zabiera mi radość, na to,  że znów przegrałem, że mnie zdradzono, opuszczono. Że codziennie płaczę i nie ma nikogo, z kim mógłbym o tym porozmawiać. Na wszystko masz moje tak. Wtedy On zacznie działać i zmieniać twoje chore serce. Porządkować najbardziej  zagmatwane sprawy. Wtedy zobaczysz, jak z czasem,  rzeczywiście nastąpi w twoim sercu oczyszczenie i pokój, którego nikt ni będzie cI w stanie odebrać. Nikt nie odbierze ci tego” nic”, w którym mieści się wszystko. 
Przy tej stacji pomódl się za ludźmi, którzy doznali trzeciego upadku, bo nie doznali prawdziwej miłości, bo ktoś nie umiał ich kochać, tak jak na to zasługiwali. Z samotności i beznadziei najszybciej odchodzi się od Boga, najłatwiej wpada się w sidła grzechu. Nie sądź więc i nie potępiaj, bo z daleka nic nie wygląda tak jak z perspektywy serca.  





Stacja X
Z szat obnażenie

        ***
Dzisiaj poczułem
ból otwartej rany
gdy jak księga byłem otworzony

czytano mój ból
oglądano z każdej strony
szarpiąc za serce

podnieś mnie raz jeszcze
kiedy noc krwi się zbliża
o Ukrzyżowany
nic więcej



Pomyśl jak bardzo musi boleĆ odrywanie od ciała ubrania przyklejonego do krwawiących ran. Do tego trzeba dodać jeszcze wstyd wynikający z obnażenia ciała i samotność w obliczu rozwścieczonego tłumu. Zabrali Mu wszystko, a chcieli jeszcze więcej. Jeszcze bardziej uniżyć i upodlić, sprawić żeby był dla wszystkich pośmiewiskiem, kimś przed kim zamyka się z obrzydzeniem oczy. A ludzka nienawiść była tym większa, że nie mogła Go złamać, nie mogła zrozumieć odpowiedzi Jezusa na to, co się wtedy dokonywało u podnóża Kalwarii. Teraz, gdy minęło już tyle czasu, zmieniły się pokolenia, obyczaje, scena ogołocenia powraca codziennie, w różnych sytuacjach, w różnych miastach, środowiskach, rodzinach. Człowiek traktowany podrzędnie, jako instrument do spełniania takich czy innych obowiązków, wpisany jako mały trybik w machinie pędzącej codzienności, odzierany jest ze swojej godności. Musi być idealny, bezbłędny i zunifikowany do jednej formy, taki jak wszyscy dookoła.  Jeśli stara się nie poddawać temu co mówi świat, jeśli ma wyryty w sercu dekalog i chce, aby jego życie było wypełnianiem woli Bożej, często uznany jest za kogoś dziwnego,  niepasującego do rzeczywistości. Ale na tym nie koniec. Bo codziennie ludzie obdzierają sami  z siebie szaty wstydu, okazując światu swoje ciało, obdzierają ze swoich twarzy boskie oblicze, obdzierają swoje serca z miłości. Jakby tego było mało, szarpią się o rzeczy materialne, o każdy pieniążek, nagrody, zaszczyty. Ogałacają się wzajemnie, zabierając dla siebie to, co należy się drugiemu człowiekowi, szarpiąc często do bólu, do łez, a nawet do krwi. Zapominają w tym zaślepieniu, że każdy ma swoje miejsce, do którego powinien usilnie poszukiwać drogi, a gdy ją znajdzie, odzyska wtedy swoje wyczekiwane szczęście. Na pewno i ty nie raz byłeś ogołocony, z tego co bliskie sercu, z radości z poczucia bezpieczeństwa. Z obecności bliskiej osoby, dla której ty umierasz każdego dnia w swoim sercu, z poczucia że jesteś kochany. Jeśli znajdujesz się w takiej sytuacji, nie trać ducha. Oddaj to Jezusowi i proś, żeby przemieniał i uzdrawiał twoje życie.  

Przy tej stacji zapamiętaj sobie jedno zdanie, że nikt nie odbierze ci tego „nic”, w którym mieści się wszystko  i  że właśnie w takich momentach wewnętrznego ogołocenia Jezus najmocniej przytula się do ciebie.




Stacja XI –
Jezus przybity do Krzyża

***

Ból tak wielki
że aż niemożliwy
powieka opadła pod
krwi ciężarem

a Syn Boży chciałby jeszcze spojrzeć
na ludzi co pod krzyżem
kamienieją  w żalu





Ta straszna droga cierpienia, osamotnienia i nienawiści przesiąknięta jest od początku tajemnicą milczenia. Jezus odzywa się tylko wtedy, kiedy chce coś przekazać człowiekowi, kiedy chce go pocieszyć, natomiast  o swoich uczuciach nie mówi zupełnie nic. Moment przybijania do Krzyża też miał swoje ważne słowa: Wybacz im Panie bo nie wiedzą co czynią – powiedział mimo bólu, jaki przynieśli Mu ci właśnie ludzie. Jakiej trzeba siły, żeby przeciwstawić się nienawiści i złamać jej oścień na swoim mężnym sercu, kiedy zdaje się że cały świat sprzeciwia się właśnie przeciw tobie.  I skąd ją czerpać, aby w chwili próby nie zwątpić, aby nie ulec podszeptom szatana. Ten tylko czeka, abyś oddawał zemstą za zło, abyś złorzeczył, zamiast wybaczyć – bo tylko wtedy ma nad Tobą zupełną władzę. Jeśli jednak przerwiesz ten dialog nienawiści, zobaczysz tak naprawdę, że tylko wtedy poczujesz głęboki spokój i radość. Jeśli ciebie przybijają teraz gwoździe czyjegoś grzechu, rozrywają serce włócznią zdrady, biczują odrzuceniem,  zanurz się w bożym Miłosierdziu. Idź do Ojca który jest dostępny bezterminowo, zawsze ma czas, i czeka na Ciebie w tabernakulum, bez wcześniejszej rezerwacji terminów, telefonicznych ustaleń czy kolejek. Idź i bądź przy Nim. Tylko tyle i aż tyle. I czekaj cierpliwie na Jego odpowiedź, a na pewno On cię nie zawiedzie, nie zostawi z problemem. A swoje cierpienie oddawaj w intencji tego, kto jeszcze bardziej niż ty oczekuje duchowego pocieszenia.

Przy tej stacji zapamiętaj, że nie żyjesz na tym świecie tylko dla siebie. Twój czas, twoje serce, ręce, nogi, są zawsze komuś potrzebne. Nie pozwól więc by gwoździe bólu czy grzechu  tkwiły w tobie bez końca. Im wcześniej dasz sobie pomóc, tym szybciej będziesz mógł pomagać innym.





Stacja XII – Jezus umiera na Krzyżu



A krzyż rósł i potężniał
wystrzelił w niebo miłością
 tylko łza ciężka jak grzech
drążyła powoli belkę drzewa

Aby spłynąć do ludzkich serc
wodą miłosierdzia






A pod Krzyżem stała Matka, uczeń Jan, kobiety… jedynie garstka wrażliwych ludzi. Jednak w zupełności wystarczyło ich miłości, aby ulżyć umęczonemu Jezusowi.  W chwili ostatnich tragicznych minut życia Zbawiciela towarzyszyły mu nic nie mówiąc,  po prostu czuwając przy Krzyżu.W ich głowach  zapewne była gonitwa myśli,  w sercach strach i ból, w oczach łzy. To takie ludzkie… A Jezus? Dostrzega ich i mimo przeżywanej męki, okazuje swoją troskę,  powierzając wzajemnej opiece swoją matkę i ukochanego ucznia. Mówi to, bo martwi się o nich, bo wie że człowiek potrzebuje słów, ciągłych zapewnień, że nie jest sam, że jest kochany. Nie myśli o sobie w tej smutnej godzinie, ale pamięta o innych. A czy ciebie ten fakt porusza? Czy znajdujesz siebie pod krzyżem? A jeśli tak, to w którym miejscu stoisz ? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak  dużo możesz dać drugiemu człowiekowi kiedy będziesz stał przy jego krzyżu i towarzyszył mu  w jego bólu.  Wystarczy byś był. Po prostu. Na więcej nie musisz się zdobywać, bo to więcej należy już do Ojca. Przez twoje otwarte serce przepłynie Jego miłość, która wyleje się w obfitości zarówno na ciebie, jak i na osobę przy której trwasz. Pamiętaj, że nieraz takie ciche, bezinteresowne  bycie z kimś może dać więcej niż najgorętsza modlitwa w jego intencji, niż godzinna rozmowa. Bo czasem potrzeba czyjejś ciepłej dłoni, spojrzenia pełnego współczucia i zapewnienia, że w chwili próby można liczyć na drugiego człowieka.

Przy tej stacji powiedz Jezusowi, żeby nauczył cie mówić codziennie takie słowa – Jestem Czuwam Pamiętam. Żebyś był  dla innych, żebyś   czuwał,  i dlatego zauważał czyjeś cierpienie i żebyś pamiętał o każdym o kim pamiętać powinieneś.









Stacja XIII – Zdjęcie z krzyża



W białych płótnach śpi Syn
i Matka Jego zasnęła
w sercu
aby przeżyć tę śmierć
jakoś
i obudzić życie
w drżących ramionach












Wykonało się. Już nie ma nic. Pustka która rani. Cisza przecięta słowami setnika – ten rzeczywiście był Synem Bożym. Serce tętniące miłością do człowieka ustało, wykończone każdym uderzeniem dla tej miłości. Wszystko zaczęło się w milczeniu i kończy się milczeniem. Świętym milczeniem. Ludzie, którzy zrobili sobie farsę ze sceny konania Jezusa, teraz rozeszli się w zadumie do domów, śmiechy zamilkły i zagościł w nich strach. Bili się w  piersi, bo nie uwierzyli. Nie mieli już żadnej władzy nad skazańcem, zadali śmierć ciału, ale nie mogli zabić miłości, która wciąż żyła i niepokoiła serca W tej miłości trwali także Nikodem i Józef  z Arymatei, którzy czuwali do końca przy Jezusie, opatrując zdjęte z krzyża ciało. Jak wielka musiała być to pociecha dla Maryi, która zostałaby sama ze swoim dzieckiem w ramionach. Oni, którzy nie rozumieli tego, co się na ich oczach wykonało, wierzyli i zaufali, że ta śmierć miała sens i że to nie jest żaden koniec. Pomyśl,  ile jest dziś w Tobie zaufania z Maryi, odwagi i miłości uczniów. Czy jesteś przy Jezusie kiedy cię najbardziej potrzebuje? Czy pomagasz w opatrywaniu Jego ciała, czy wyjmujesz z Jego rąk i nóg gwoździe grzechu? Wiele takich sytuacji stanie się twoim udziałem i będzie  wymagało twojego poświęcenia.  Nadziei wbrew nadziei. Umierania dla kogoś, zapierania się samego siebie dla kogoś. Życie opiera się na małych  i większych egzaminach wiary. Weryfikuje, na ile jesteś siewcą dającym życie, czy człowiekiem  próbującym zachować je tylko dla siebie. Stwórz w sobie przestrzeń do refleksji i zastanów się - ile jest w tobie z dawnych odczuć, dobrych emocji które kierowały twoim życiem, którymi dzieliłeś sie z ludźmi. Może zatraciły się już w codziennej szarpaninie z nienasyconym światem, pełnym, pychy i głopoty. A ty odpuściłeś, bo wszyscy tak robią, albo dałeś sobie spokój bo nie starczyło sił na nierówną, jak ci się wydawało walkę. Jedak tylko w niezgodzie na fałszywe schematy narzucane przez rzeczywistość staniesz się wiarygodny, tylko wtedy będzie tętniło w twoim sercu prawdziwe życie.

Przy tej stacji zapisz sobie w sercu takie słowa: Żaden krzyż nie udźwignie ciężaru miłości, która jest tak silna, że złamie każdy gwóźdź grzechu,  że w najgęstszy mrok wpuści zawsze choćby najmniejszy promyk światła. 







Stacja XIV – Złożenie do grobu


Już dobrze
oddycham wspólnie z Chrystusem
miłość rozpękła się światłem
w chwale poranka
już bać się nie muszę







Miłości nic nie powstrzyma. Przetrzymała okrutne męki, biczowana, wyśmiewana, przebijana włócznią a na końcu zawieszona na krzyżu. Zanim tu się znalazła przeszła przez wiele serc, zostawiają w nich zasiew,  ziarno życia, które miało zaowocować dzięki wierze. Pocieszała strapionych, mimo tego że sama cierpiała, dotykała uzdrawiającym słowem, mimo coraz bardziej otwierających się ran. Później przyszła śmierć, która starła się z nią na krzyżu, ale przecież Miłość na śmierć nie umiera, jak pozwiedzał kiedyś  poeta. Umarło ciało, a ona zostawiła swojego Ducha, który dotknął tego, co tak bardzo ludzkie – ciemności ziemskiego grobu – i umierania, abyś ty nie czuł się nigdy samotny.  Później wyszła na świat, mimo kamienia którym była przywalona i nienawiści jaka ją chciała zabić. Przedarła się przez mrok i zajaśniała w sercach, które na nią czekały. Teraz czeka na twój krok, na to czy ją zaprosisz do swojego życia. A kiedy tak się stanie będziesz miał siłę, aby zmartwychwstawać z najcięższego smutku, budzić życie w innych sercach i głosić Dobrą Nowinę. Będziesz postrzegany z zewnątrz, jako ktoś na kim można wesprzeć się, kto jest w stanie dać światło i wyciągnąć ze zła. Będziesz naprawdę szczęśliwy, bo nawet kiedy ktoś zada ci cierpienie zrozumiesz nędzę duchową tej osoby, gdy ktoś będzie cię prześladował oddasz mu miłością. Taka już jest Boża logika. I nie ma innej drogi. Jeśli chcesz żyć musisz codziennie umierać i rodzić się na nowo. Czy jesteś na to gotowy? Jak bardzo wpasowują się w ytm miejscu słwoa Mojżesza, które wypowiedział przed śmiercią do zgromadzonych przez siebie ludzi: Patrz, kładę dziś przez tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście! Czy umiesz dziś dokonać dobrego i mądrego wyboru?

Przy tej stacji zastanów się jaka część ciebie żyje a jaka już dawno umarła. A może widzisz, że ktoś obok umiera w grzechu, opuszczeniu. Podejdź i obudź w nim miłość, a wtedy poranek wielkanocny stanie się prawdziwie twoim udziałem.




Skończyła się Droga Krzyżowa Jezusa, ale twoja wciąż trwa.  Każdy ma swoją 15. Stację i następne, przy których zatrzymuje się każdego dnia niosąc małe krzyżyki czy większe krzyże. Jedni mają lżej drudzy ciężej, ale nie ma osoby zwolnionej od dźwigania. Zastanów się która stacja z Drogi Krzyżowej jest ci najbliższa, gdzie teraz jesteś, co ci doskwiera.  Zatrzymaj się tam na dłużej i adoruj Jezusa, kontempluj Jego umęczone oblicze i proś aby pomógł zmieniać ci twoje życie. Abyś mógł w końcu przeżywać codzienność w zgodzie z samym sobą i ludźmi. Abyś wyszedł z raz ustalonych schematów, może przed laty, może nawet już nie pamiętasz kiedy. Proś Ojca aby nauczył cię wiary odważnej i spontanicznej, która nie kostnieje ale dopasowuje swoje kształty do zaistniałej sytuacji, nie chowa się przed trudnościami, ale zmartwychwstaje. Bo wierzyć to działać, wierzyć to zmieniać, nieraz wbrew logice, nieraz wbrew wszystkim. To jest jak najbardziej możliwe, bo Chrystus umierając dał człowiekowi swojego Ducha, aby każdy kto powie „pragnę” mógł oddychać wspólnie z Nim. Jeśli będziesz budować swoje życie na Nim,  na dwóch potężnych filarach zaufaniu i miłości, każdy krzyż  będzie tylko mostem, który będzie prowadził do prawdziwego poznania siebie. Do spotkania z Jezusem Ukrzyżowanym  i Kochającym Ojcem. Od ciebie dziś więc zależy, czy skłonisz swoje serce ku temu co bardziej ludzkie i zamkniesz miłość w ciemnym grobie, czy pójdziesz za głosem Anioła i powtórzysz: Nie ma Go tutaj, zmartwychwstał”.