Dzisiaj obchodzimy kolejny raz Dzień Papieski. Z tej okazji w chyba w każdym kościele będą odbywały się czuwania, wieczornice, wierni odmawiać będą papieski różaniec. Zawsze powinno pamiętać się o słowach, jakie kierował do nas nasz Papież Święty Jan Paweł II, ale dziś trzeba mocniej zastanowić się nad znaczeniem tych słów, postarać się popatrzeć w swoje serce i poddać chwili refleksji. Można sobie zadać szereg pytań, np. takie: Czy pamiętam chociaż jedną katechezę, list, kazanie, albo zdanie tego wielkiego Polaka, czy staram się nimi żyć, i chyba najważniejsze z pytań - Czy kieruję swoje modlitwy do Świętego Jana Pawła II? Dlatego jest taki dzień, w którym można coś zmienić, przejąć dla siebie jakąś myśl Papieża, albo pomóc komuś w przybliżaniu Jego nauki i doświadczenia życia. Naznaczonego przecież cierpieniem, chorobą, wcześniej samotnością no i oczywiście trudem kapłańskiego życia. Wiele Jego słów skierowanych było do człowieka, w ogóle cały pontyfikat dotykał kwestii natury ogólnoludzkiej, przesiąknięty był humanizmem. W niejednym sercu młodego człowieka odcisnęły się zdania skierowane szczególnego do niego, jako osoby bardzo ważnej i potrzebnej dla świata, dla budowania więzi, tworzenia rodziny i szerzenia wiary. Wszystkie z poniższych wybranych tekstów odnoszą się właśnie do człowieka, a końcowe - ze szczególnym zwrotem do młodych chrześcijan, stawiających często jeszcze niepewne kroki na gruncie swojej kształtującej się wiary.
KATECHEZA 9.4.1986
Prawda o człowieku stworzonym „na
obraz Boży” powtarza się w różnych miejscach Pisma Świętego, zarówno w Księdze
Rodzaju („człowiek został stworzony na obraz Boga”: Rdz 9,6), jak i w innych
Księgach mądrościowych. W Księdze Mądrości jest powiedziane: „dla
nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej
wieczności” (2,23). W Księdze zaś Syracha czytamy: „Pan stworzył człowieka z
ziemi i znów go jej zwróci. […] Przyodział ich w moc podobną swojej i uczynił
ich na swój obraz” (17,1.3). Tak więc ten człowiek stworzony „dla
nieśmiertelności”, również po grzechu, również poddany śmierci, nie przestaje
być obrazem Boga. Nosi w sobie odblask Bożej mocy, związanej z władzą
poznawania i wolną wolą. Jest autonomicznym podmiotem, źródłem swoich czynów,
ale nie przestaje nosić w sobie istotnych cech zależności od Boga, swojego
Stwórcy (przygodność ontologiczna).
Poprzez stworzenie na obraz Boży człowiek jest równocześnie wezwany do
tego, aby stał się wśród stworzeń widzialnego świata wyrazicielem chwały Boga,
poniekąd słowem Jego chwały. Tutaj nauka o człowieku zawarta na pierwszych
stronicach Biblii (Rdz 1) spotyka się z nowotestamentowym objawieniem prawdy o
Chrystusie jako Słowie przedwiecznym, które jest „obrazem Boga niewidzialnego”,
a zarazem „Pierworodnym wobec każdego stworzenia” (Kol 1,15). Człowiek
stworzony na obraz Boga zostaje, według planu Bożego, w sposób szczególny
odniesiony do Słowa, Przedwiecznego obrazu Ojca, które w pełni czasów stanie
się ciałem. Adam — pisze św. Paweł — „jest typem Tego, który miał przyjść” (Rz
5,14). Albowiem Bóg – Stwórca „tych, których od wieków poznał, tych też
przeznaczył na to, by stali się na wzór obrazu Jego Syna, aby On był
pierworodnym między wielu braćmi” (Rz 8,29).
Tak więc prawda o człowieku stworzonym na
obraz Boga nie tylko wyznacza miejsce człowieka w całym porządku stworzenia,
ale równocześnie mówi już o jego związku z porządkiem zbawienia w Chrystusie,
który jest odwiecznym i współistotnym „obrazem Boga” (2 Kor 4,4): obrazem Ojca.
Stworzenie człowieka na obraz Boga świadczy od samego początku Księgi Rodzaju o
jego wezwaniu. Wezwanie to objawia się w pełni wraz z przyjściem Chrystusa.
Wtedy to „za sprawą Ducha Świętego” otworzy się pełna perspektywa upodobnienia
do obrazu współistotnego Bogu, którym jest Chrystus (por. 2 Kor 3,18). I tak,
„obraz” z Księgi Rodzaju (1,27) osiągnie pełnię swego objawionego znaczenia.
CENTESIMUS ANNUS
W setną rocznicę encykliki
"Rerum novarum" - 1991 r.
"Konkretnym wyrazem miłości do
człowieka, a przede wszystkim do ubogiego, w którym Kościół widzi Chrystusa,
jest umacnianie sprawiedliwości. Pełna sprawiedliwość stanie się możliwa
dopiero wówczas, gdy ludzie nie będą traktować ubogiego, który prosi o wsparcie
dla podtrzymania życia, jak kłopotliwego natręta czy jako ciężar, ale dostrzegą
w nim sposobność do czynienia dobra dla samego dobra, możliwość osiągnięcia
bogactwa większego. Jedynie z taką świadomością można odważnie podjąć ryzyko i
dokonać przemiany, która wiąże się z każdą autentyczną próbą przyjścia z pomocą
drugiemu człowiekowi".
REDEMPTOR HOMINIS
"Człowiek nie może żyć bez miłości.
Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione
sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli
jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej
żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus Odkupiciel (...) "objawia
w pełni człowieka samemu człowiekowi". To jest ów ludzki wymiar Tajemnicy
Odkupienia. Człowiek odnajduje w nim swoją właściwą wielkość, godność i wartość
swojego człowieczeństwa".
Kościół nie może odstąpić
człowieka, którego „los” — to znaczy wybranie i powołanie, narodziny i śmierć,
zbawienie lub odrzucenie — w tak ścisły i nierozerwalny sposób zespolone są z
Chrystusem. A jest to równocześnie przecież każdy człowiek na tej planecie — na
tej ziemi — którą oddał Stwórca pierwszemu człowiekowi, mężczyźnie i kobiecie,
mówiąc: czyńcie ją sobie poddaną (por. Rdz 1, 28). Każdy człowiek w całej tej
niepowtarzalnej rzeczywistości bytu i działania, świadomości i woli, sumienia i
„serca”. Człowiek, który — każdy z osobna (gdyż jest właśnie „osobą”) — ma
swoją własną historię życia, a nade wszystko swoje własne „dzieje duszy”. Człowiek,
który zgodnie z wewnętrzną otwartością swego ducha, a zarazem z tylu i tak
różnymi potrzebami ciała, swej doczesnej egzystencji, te swoje osobowe dzieje
pisze zawsze poprzez rozliczne więzi, kontakty, układy, kręgi społeczne, jakie
łączą go z innymi ludźmi — i to począwszy już od pierwszej chwili zaistnienia
na ziemi, od chwili poczęcia i narodzin. Człowiek w całej prawdzie swego
istnienia i bycia osobowego i zarazem „wspólnotowego”, i zarazem „społecznego”
— w obrębie własnej rodziny, w obrębie tylu różnych społeczności, środowisk, w
obrębie swojego narodu czy ludu (a może jeszcze tylko klanu lub szczepu), w
obrębie całej ludzkości — ten człowiek jest pierwszą drogą, po której winien
kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest pierwszą i podstawową
drogą Kościoła, drogą wyznaczoną przez samego Chrystusa, drogą, która
nieodmiennie prowadzi przez Tajemnice Wcielenia i Odkupienia.
Kościół żyje tą rzeczywistością.
Żyje tą prawdą o człowieku, która pozwala mu przekraczać granice doczesności, a
równocześnie ze szczególną miłością i troską myśleć o tym wszystkim, co w
wymiarach samej tej doczesności stanowi o życiu człowieka, o życiu ludzkiego
ducha, w którym wyraża się ów odwieczny niepokój, wedle tych słów św.
Augustyna: „stworzyłeś nas, Boże, dla siebie i niespokojne jest serce nasze,
dopóki nie spocznie w Tobie”37. W tym twórczym niepokoju tętni i pulsuje to, co
jest najgłębiej ludzkie: poszukiwanie prawdy, nienasycona potrzeba dobra, głód
wolności, tęsknota za pięknem, głos sumienia. Kościół, starając się patrzeć na
człowieka niejako „oczami samego Chrystusa”, uświadamia sobie wciąż na nowo, iż
jest stróżem wielkiego skarbu, którego nie wolno mu rozproszyć, który wciąż
musi pomnażać. Powiedział bowiem Pan Jezus: „kto nie zbiera ze Mną, rozprasza”
(Mt 12, 30). Ów skarb człowieczeństwa pogłębiony o niewymowną tajemnicę „Bożego
Synostwa” (por. J 1, 12), łaski przybrania za synów w Jednorodzonym Synu Bożym
(por. Ga 4, 5), poprzez którego mówimy do Boga „Abba, Ojcze” (Ga 4, 6; Rz 8,
15), jest zarazem potężną siłą jednoczącą Kościół najbardziej od wewnątrz i
nadającą sens całej jego działalności. Jednoczy się w niej Kościół z Duchem
Jezusa Chrystusa, z tym Świętym Duchem, którego Odkupiciel przyobiecał, którego
stale udziela, którego zesłanie — objawione w dniu Pięćdziesiątnicy — wciąż
trwa. I przejawiają się w ludziach moce Ducha (por. Rz 15, 13; 1 Kor 1, 24),
dary Ducha (por. Iz 11, 2 n.; Dz 2, 38), owoce Ducha Świętego (por. Ga 5, 22
n.). A Kościół naszej epoki z jeszcze większą zda się żarliwością, ze świętą
natarczywością, powtarza: „Veni, Sancte Spiritus!” Przyjdź! Przybądź! „Obmyj,
co nie święte! Oschłym wlej zachętę! Ulecz serca ranę. Nagnij, co jest harde!
Rozgrzej serca twarde! Prowadź zabłąkane!” (Sekwencja ze Święta Zesłania Ducha
Świętego). To wołanie do Ducha — i o Ducha — jest odpowiedzią na wszystkie
„materializmy” naszej epoki. One bowiem rodzą wieloraki niedosyt w sercu
człowieka. To wołanie odzywa się z różnych stron i — zdaje się — że w różny
sposób też owocuje.
Człowiek dzisiejszy zdaje się być
stale zagrożony przez to, co jest jego własnym wytworem, co jest wynikiem pracy
jego rąk, a zarazem — i bardziej jeszcze — pracy jego umysłu, dążeń jego woli
Owoce tej wielorakiej działalności człowieka zbyt rychło, i w sposób najczęściej
nie przewidywany, nie tylko i nie tyle podlegają „alienacji” w tym sensie, że
zostają odebrane temu, kto je wytworzył, ile — przynajmniej częściowo, w jakimś
pochodnym i pośrednim zakresie skutków — skierowują się przeciw człowiekowi.
Zostają przeciw niemu skierowane lub mogą zostać skierowane przeciw niemu. Na
tym zdaje się polegać główny rozdział dramatu współczesnej ludzkiej egzystencji
w jej najszerszym i najpowszechniejszym wymiarze. Człowiek coraz bardziej
bytuje w lęku. Żyje w lęku, że jego wytwory — rzecz jasna nie wszystkie i nie
większość, ale niektóre, i to właśnie te, które zawierają w sobie szczególną
miarę ludzkiej pomysłowości i przedsiębiorczości — mogą zostać obrócone w
sposób radykalny przeciwko człowiekowi. Mogą stać się środkami i narzędziami
jakiegoś wręcz niewyobrażalnego samozniszczenia, wobec którego wszystkie znane
nam z dziejów kataklizmy i katastrofy zdają się blednąć. Musi przeto zrodzić
się pytanie, na jakiej drodze owa dana człowiekowi od początku władza, mocą której
miał czynić ziemię sobie poddaną (por. Rdz 1, 28), obraca się przeciwko
człowiekowi, wywołując zrozumiały stan niepokoju, świadomego czy też
podświadomego lęku, poczucie zagrożenia, które na różne sposoby udziela się
współczesnej rodzinie ludzkiej i w różnych postaciach się ujawnia.
Evangelium vitae
Człowiek jest powołany do pełni
życia, która przekracza znacznie wymiary jego ziemskiego bytowania, ponieważ
polega na uczestnictwie w życiu samego Boga.
Wzniosłość tego nadprzyrodzonego
powołania ukazuje wielkość i ogromną wartość ludzkiego życia także w jego fazie
doczesnej. Życie w czasie jest bowiem podstawowym warunkiem, początkowym etapem
i integralną częścią całego i niepodzielnego procesu ludzkiej egzystencji.
Proces ten — nieoczekiwanie i bez żadnej zasługi człowieka — zostaje
opromieniony obietnicą i odnowiony przez dar życia Bożego, które urzeczywistni
się w pełni w wieczności (por. 1 J 3, 1-2). Równocześnie to nadprzyrodzone
powołanie uwydatnia względność ziemskiego życia mężczyzny i kobiety. Nie jest
ono jednak rzeczywistością „ostateczną”, ale „przedostateczną”; jest więc
rzeczywistością, świętą, która zostaje nam powierzona, abyśmy jej strzegli z
poczuciem odpowiedzialności i doskonalili ją przez miłość i dar z siebie
ofiarowany Bogu i braciom.
Stwórca powierzył życie człowieka
jego odpowiedzialnej trosce nie po to, by nim samowolnie dysponował, ale by go
mądrze strzegł oraz zarządzał nim wiernie i z miłością. Bóg Przymierza
powierzył życie każdego człowieka drugiemu człowiekowi — jego bratu, zgodnie z
prawem wzajemności dawania i otrzymywania, składania siebie w darze i
przyjmowania daru bliźniego. Gdy nadeszła pełnia czasu, Syn Boży, wcielając się
i oddając życie za człowieka, ukazał, jakie wyżyny i głębie może osiągnąć to
prawo wzajemności. Przez dar swego Ducha Chrystus nadaje nową treść i znaczenie
prawu wzajemności, zawierzeniu człowieka człowiekowi. Duch, sprawca komunii w
miłości, tworzy między ludźmi nowe braterstwo i solidarność, prawdziwy odblask
tajemnicy wzajemnego dawania i przyjmowania, właściwej Trójcy Przenajświętszej.
Sam Duch staje się nowym prawem, które daje wierzącym moc i budzi w nich
odpowiedzialność, aby w życiu umieli wzajemnie czynić dar z siebie i przyjmować
drugiego człowieka, uczestnicząc w miłości samego Jezusa Chrystusa i na Jego
miarę.
22. Gdy zatem zanika wrażliwość
na Boga, zostaje też zagrożona i zniekształcona wrażliwość na człowieka, jak
stwierdza lapidarnie Sobór Watykański II: „Stworzenie (...) bez
Stworzyciela zanika. (...) Co więcej, samo stworzenie zapada w mroki przez
zapomnienie o Bogu”.
Człowiek nie potrafi już postrzegać samego siebie jako kogoś „przedziwnie
odmiennego” od innych ziemskich stworzeń; uznaje, że jest tylko jedną z wielu
istot żyjących, organizmem, który — w najlepszym razie — osiągnął bardzo wysoki
stopień rozwoju. Zamknięty w ciasnym kręgu swojej fizycznej natury, staje się w
pewien sposób „rzeczą” i przestaje rozumieć „transcendentny” charakter tego, że
„istnieje jako człowiek”. Dlatego nie traktuje już życia jako wspaniałego daru
Bożego, który został powierzony jego odpowiedzialności, aby on strzegł go z
miłością i „czcił” jako rzeczywistość „świętą”. Życie staje się dla niego po
prostu „rzeczą”, którą on uważa za swą wyłączną własność, poddającą się bez
reszty jego panowaniu i wszelkim manipulacjom.
W rezultacie, stając w obliczu
życia, które się rodzi, i życia, które umiera, człowiek nie potrafi już sobie
zadać pytania o najbardziej autentyczny sens swego istnienia, przyjmując w
sposób prawdziwie wolny te przełomowe momenty swego „bycia”. Interesuje go
tylko „działanie” i dlatego stara się wykorzystywać wszelkie zdobycze techniki,
aby programować i kontrolować narodziny i śmierć, rozciągając nad nimi swoje
panowanie. Te pierwotne doświadczenia, które powinny być „przeżywane”, stają
się wówczas rzeczami, człowiek zaś rości sobie prawo do ich „posiadania” lub
„odrzucenia”.
List Apostolski Salvifci Dolorosis Ojca Świętego Jana Pawła II o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia
Skoro więc człowiek idzie poprzez swoje ziemskie życie w taki lub
inny sposób drogą cierpienia, zatem Kościół w każdym czasie, a
szczególnie chyba w Roku Odkupienia — winien się spotykać z człowiekiem
na tej właśnie drodze. Kościół, który wyrasta z tajemnicy Odkupienia w
Krzyżu Chrystusa, winien w szczególny sposób szukać spotkania z
człowiekiem na drodze jego cierpienia. W spotkaniu takim człowiek staje
się „drogą Kościoła” — a jest to jedna z najważniejszych dróg.
Stąd też rodzi się niniejsza wypowiedź,
właśnie w Roku Odkupienia: wypowiedź o cierpieniu. Cierpienie ludzkie
budzi współczucie, budzi także szacunek — i na swój sposób
onieśmiela. Zawiera się w nim bowiem wielkość swoistej
tajemnicy. Ten więc szczególny szacunek dla każdego ludzkiego cierpienia
wypada założyć u początku wszystkiego, co w dalszym ciągu zostanie tu
powiedziane z najgłębszej potrzeby serca — a zarazem też z
głębokiego imperatywu wiary. Wokół tematu cierpienia te dwa
motywy wydają się szczególnie zbliżać do siebie i z sobą łączyć:
potrzeba serca każe nam przezwyciężać onieśmielenie, a imperatyw wiary —
sformułowany choćby w przytoczonych na początku słowach św. Pawła —
dostarcza treści, w imię której i mocą której ośmielamy się dotknąć
tego, co w każdym człowieku wydaje się tak bardzo nietykalne: człowiek w
swoim cierpieniu pozostaje nietykalną tajemnicą.
LIST DO MŁODYCH CAŁEGO ŚWIATAPARATI SEMPER
OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II
OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II
Skoro człowiek jest podstawową i zarazem codzienną drogą Kościoła,
zatem pozostaje sprawą zrozumiałą, iż Kościół przywiązuje szczególną wagę do
okresu młodości jako kluczowego etapu życia każdego człowieka. Wy, Młodzi,
jesteście właśnie tą młodością: młodością narodów i społeczeństw, młodością
każdej rodziny i całej ludzkości — również młodością Kościoła. Wszyscy patrzymy
w Waszym kierunku, gdyż przez Was stale niejako na nowo stajemy się młodzi. Tak
więc Wasza młodość nie jest tylko Waszą własnością osobistą czy pokoleniową —
należy ona do całokształtu tej drogi, jaką przebywa każdy człowiek w swym
życiowym itinerarium, a zarazem jest jakimś szczególnym dobrem
wszystkich. Jest dobrem samego człowieczeństwa.
W Was jest nadzieja, ponieważ Wy należycie do przyszłości, a zarazem
przyszłość do Was należy. Nadzieja zaś jest zawsze związana z przyszłością,
jest oczekiwaniem „dóbr przyszłych”. Jako cnota „chrześcijańska” jest ona
związana z oczekiwaniem tych dóbr wiecznych, które Bóg przyobiecał człowiekowi
w Jezusie Chrystusie.
Równocześnie zaś ta nadzieja, jako cnota „chrześcijańska” i „ludzka” zarazem,
jest oczekiwaniem dóbr, które człowiek wypracuje, korzystając z talentów danych
mu przez Opatrzność.
W tym znaczeniu — do Was, Młodych, należy przyszłość, tak jak należała ona
niegdyś do pokolenia dorosłych — a z kolei wraz z nimi stała się
teraźniejszością. Za tę teraźniejszość, za jej wieloraki kształt i profil,
dorośli przede wszystkim są odpowiedzialni. Do Was należy odpowiedzialność za
to, co kiedyś stanie się teraźniejszością wraz z Wami, a obecnie jest jeszcze
przyszłością.
Kiedy mówimy: do Was należy przyszłość, myślimy w kategoriach ludzkiego
przemijania, które jest zawsze przemijaniem ku przyszłości. Kiedy mówimy: od
Was zależy przyszłość, myślimy w kategoriach etycznych, wedle wymogów odpowiedzialności
moralnej, która każe nam przypisywać człowiekowi, jako osobie — oraz wspólnotom
i społeczeństwom złożonym z osób — podstawową wartość ludzkich czynów,
zamierzeń, inicjatyw i intencji.
Ten wymiar jest także właściwym wymiarem chrześcijańskiej i ludzkiej
nadziei. I w tym właśnie wymiarze, pierwszym i zasadniczym życzeniem, jakie
składa Wam, Młodym, Kościół moimi ustami w tym Roku poświęconym Młodzieży,
jest: „abyście umieli zdać sprawę z nadziei, która jest w was”
Szczególnie jednak uczymy się człowieka, obcując z ludźmi. Trzeba,
ażeby młodość pozwalała Wam „wzrastać w mądrości” przez to obcowanie.
Jest to przecież czas, w którym nawiązują się nowe kontakty, koleżeństwa
i przyjaźnie, w kręgu szerszym niż sama rodzina. Otwiera się wielkie
pole doświadczenia, które posiada nie tylko znaczenie poznawcze, ale
równocześnie wychowawcze i etyczne. Pożyteczne będzie całe to
doświadczenie młodości, gdy wyrobi w każdym i każdej z Was również zmysł
krytyczny, a przede wszystkim umiejętności rozróżniania w zakresie tego
wszystkiego, co ludzkie. Błogosławione będzie to doświadczenie
młodości, jeżeli stopniowo nauczycie się z niego owej zasadniczej prawdy
o człowieku — o każdym człowieku i o sobie samym — prawdy, którą tak
syntetyzuje znakomity tekst Konstytucji Gaudium et spes:
„człowiek, będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla
niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez
bezinteresowny dar z siebie samego”.
Tak więc, uczmy się ludzi, aby pełniej być człowiekiem poprzez
umiejętność „dawania siebie”: być człowiekiem „dla drugich”. Taka prawda
o człowieku — taka antropologia — znajduje swój niedościgniony szczyt w
Jezusie z Nazaretu. I dlatego tak ważne są również Jego lata
młodzieńcze, kiedy „wzrastał w mądrości i w łasce u Boga i ludzi”.
Myśli człowieka
(poezja) - Jan Paweł II
Nazwiska nie wymieniaj.
Zwiąż z jakimkolwiek "ja" to wszystko,
co się otwiera i zamyka pod tchnieniem ust,
to wszystko, co czasem umiera w klimacie serca,
co chodzi za człowiekiem po całych dniach,
co światło w noc przemienia i ciepło w mróz -
to wszystko.
Żyją ludzie
i rodzą się pokolenia niosąc wraz z sobą ramiona, gwoździe i
dziwny uraz.
Wciąż się od Ciebie odsuwa,
a nie oddziela się ziemia -
więc rośnie w prostych myślach i niespodzianych konturach.
Tak nie dorastać do ludzi,
nie dorastać do różnych ludzi,
których prawda, zawisa nade mną jak konar smutnego drzewa.
A przecież wciąż próbuję i nieraz nawet się trudzę,
i jeden profil rozumiem - ten właśnie, który opiewam.
Nie dość jednakże niosę i nie dość ciężary dzielę.
Nie dość, a myślę "zanadto", ileż razy myślę tak.
Nazwisko moje zamilcz.
Nie pozwól mi szukać siebie.
Niech ślady moich stóp w własnej myśli zawiewa piach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz